"Płacę tylko gotówką i polecam to innym" - takie hasło, zachęcające do płatności banknotami i monetami, obiegło w ostatnim czasie media społecznościowe. Inicjatorzy akcji zwracają uwagę na to, że po nieograniczonej liczbie płatności ilustracyjny banknot 50 zł nadal pozostaje banknotem 50 zł, podczas gdy transakcja bezgotówkowa, uderza w przedsiębiorcę kosztami. Opinie internautów są podzielone. Sprawę dla ŚląskiegoBiznesu.pl komentuje Andrzej Sadowski, ekonomista, prezydent Centrum im. Adama Smitha.
Aż ponad 70 proc. Polaków regularnie płaci bezgotówkowo - tak wynika z najnowszego badania przeprowadzonego przez Instytut Badań Rynkowych i Społecznych (IBRiS).
41 proc. z nich płaci kartą, telefonem bądź zegarkiem zawsze, kiedy ma taką możliwość. Z kolei ponad 19 proc. rozlicza się bezgotówkowo kilka razy w tygodniu, a ponad 10 proc. raz w tygodniu - czytamy.
Tymczasem, jak wynika z sondażu przeprowadzonego dla Rzeczpospolitej, ponad 81% Polaków opowiada się przeciw całkowitej likwidacji płatności gotówkowych.
💰 Ponad 8⃣1⃣% Polaków opowiada się przeciw całkowitej likwidacji płatności gotówkowych.#sondaż @IBRiS_PL dla @rzeczpospolita https://t.co/RZBC6PLnnQ pic.twitter.com/r71flwuiuS
— IBRiS (@IBRiS_PL) February 6, 2023
Zdania są zatem podzielone, a podczas gdy zwolennicy obu form płatności przerzucają się argumentami, sieć obiegł przekaz anonimowego autora, który zachęca do płatności gotówkowych. Zamieszczony na Facebooku post zyskał ogromną popularność.
Pełną treść przytaczamy poniżej (pisownia oryginalna):
"Mam w kieszeni banknot 50 zł. Idę do restauracji i zapłacę banknotem za obiad. Właściciel restauracji następnie wykorzystuje banknot do zapłaty za pranie. Właściciel pralni następnie wykorzystuje banknot, aby zapłacić fryzjerowi. Fryzjer wykorzysta banknot na zakupy. Po nieograniczonej liczbie płatności nadal pozostanie banknotem 50 zł, który spełnił swoje zadanie dla każdego, kto użył go do płatności, a bank wyskoczył z każdej transakcji płatności gotówkowej".
Ale, jeśli przyjdę do restauracji i zapłacę cyfrowo - karta, opłaty bankowe za moją transakcję płatniczą pobierane od sprzedawcy wynoszą 3%, czyli około 1,50 zł, podobnie jak opłata 1,50 zł za każdą kolejną transakcję płatniczą lub ponowne pranie właściciela lub płatności właściciela pralni, płatności fryzjera itp. Dlatego po 30 transakcjach początkowe 50 zł pozostanie tylko 5 zł, a pozostałe 45 zł stało się własnością banku dzięki wszystkim cyfrowym transakcjom i opłatom - czytamy dalej.
"Płacę tylko gotówką i polecam to innym" - podsumowuje anonimowy autor.
Pod udostępnianym w mediach społecznościowych postem znaleźć można liczne komentarze użytkowników, którzy przedstawiają własne poglądy na sprawę.
Oto kilka z nich:
Co za bzdury, to po kolejnych 30 transakcjach przedsiębiorca dopłaca bankowi?
Czyli ktoś jest w szoku bo bank (już pomijając że te 3% to przesadzona liczba) pobiera opłatę za swoją usługę, Jaką jest możliwość wygodniejszego płacenia kartą? To jakby mówić, nie idźmy do restauracji, ugotujemy w domu i w ten sposób nie płaćmy właścicielowi restauracji. Nie pierzmy w pralni, wypierzmy w domu, w ten sposób nie będziemy musieli płacić właścicielowi pralni...
Te 1,50 na bank jest już wliczone w cenę posiłku czy usługi, więc przedsiębiorca wyjdzie na swoje. Inaczej by mu się biznes nie opłacało trzymać
Internauci zwracają również uwagę na to, że płatności gotówkowe nie generujące żadnych kosztów są mitem.
Nie uwzględniono, że przy płatnością w gotówce są: koszty błędów kasjera (za dużo wydanej reszty lub za mało przyjętych pieniędzy), kradzieże gotówki z kasy sklepu czy przyjęcie zapłaty fałszywym banknotem. W przypadku większych sklepów dochodzą koszty konwojowania utargu, czy też koszt czasu jego liczenia na koniec dnia - zauważa jeden z nich.
I dodaje, że znaczenie ma także wydłużenie czasu obsługi klientów.
Tu dodatkowym kosztem jest też utrata klientów, którzy nie chcą stać w kolejce albo muszą pójść do bankomatu i już nie wracają, nawet co drugi klient jest gotów zrezygnować z zakupu jeśli nie może zapłacić kartą - zwraca uwagę użytkownik Facebooka.
O komentarz zapytaliśmy zatem Andrzeja Sadowskiego ekonomistę, prezydenta Centrum im. Adama Smitha.
Nasz rozmówca zwraca uwagę na to, że dziś szukanie najmniejszych nawet oszczędności w funkcjonowaniu firmy nie jest dla nikogo niespodzianką, dotyczy to również płatności bezgotówkowych.
Jako przykład Andrzej Sadowski przytacza przypadek jednej z dużych platform zakupowych, która w ostatnim czasie zrezygnowała z transakcji kartowych.
Mowa o Zalando. Kiedyś sprawa była prosta: karta płatnicza użytkownika była zapisana i cała transakcja następowała automatycznie, teraz żądają wyłącznie pieniędzy przelewami bankowymi - zauważa nasz rozmówca. - Biorąc pod uwagę chociażby ilość transakcji, jaka ma miejsca na tej platformie, oszczędności muszą być znaczące, skoro ograniczono wygodę konsumenta. Osobiście zdarzyło mi się coś kupić i o tym zapomnieć, a przy braku przelewu transakcja po jakimś czasie jest unieważniana.
Zdaniem Andrzeja Sadowskiego wskazuje to na dwa aspekty: przede wszystkim na to, że pobierany przez operatorów koszt transakcji bezgotówkowych ma dla przedsiębiorców znaczenie, ale nie tylko.
Drugą istotną rzeczą, na którą zwraca uwagę prezydent Centrum im. Adama Smitha jest fakt, że - obok gotówki - przelew bankowy jest dla przedsiębiorców również "czystym pieniądzem", przechodzącym bezpośrednio i bez opłat z konta na konto.
Zauważmy też, że często, kiedy coś nabywamy, sprzedawca albo bezpośrednio informuje, że w przypadku płatności gotówką otrzymamy rabat, z kolei w przypadku transakcji kartą obowiązuje nas wskazana pierwotnie cena. Widać tu wyraźnie, że przedsiębiorca woli podzielić się z klientem tym, co w innym przypadku przypadnie operatorowi - dodaje Andrzej Sadowski.
Ekonomista podkreśla jednak, że obie formy płatności - zarówno gotówką, jak i przelewem bankowym - są dla przedsiębiorców optymalną opcją, przy założeniu ich cykliczności.
Andrzej Sadowski przypomina, że polski rząd, przy autoryzacji prezydenta, dokonał ograniczeń płatności gotówkowych, dotyczy to w szczególności rozliczeń między przedsiębiorcami, co bardzo zwiększa ryzyko gospodarcze.
Jeszcze kilka lat temu przedsiębiorca mógł zapłacić drugiemu przedsiębiorcy do 60 tysięcy zł. Chodziło głównie o transakcje dla mikro- i małych przedsiębiorstw. W tej cenie można było np. nabyć samochód i towar otrzymać od razu, co eliminowało ryzyko niezapłaconej faktury. Dziś tę możliwość pod - fałszywym oczywiście - pozorem ograniczenia rzekomego prania pieniędzy, mikroprzedsiębiorcom odebrano. Stąd częściej stają się oni bywalcami sądów, w których walczą o należne środki, których nie zdołali od swoich kontrahentów odebrać - wyjaśnia nasz rozmówca.
Zdaniem specjalisty, transakcja dokonywana "z ręki do ręki" przy użyciu gotówki, z punktu widzenia gospodarczego jest bezpieczniejszym rozwiązaniem, zwłaszcza dla mikrofirm.
Andrzej Sadowski zauważa jeszcze inny aspekt sprawy.
Jeszcze przed pandemią szwedzki bank centralny, kiedy rząd Szwecji miał już plany, aby stała się ona państwem bezgotówkowym, stanął w obronie gotówki, uznając, że prawo jej posiadania jest prawem konstytucyjnym i nie można ludziom odebrać prawa płacenia i posługiwania się gotówką - przypomina ekonomista.
Zdaniem naszego rozmówcy, jeszcze innym zagadnieniem jest kolejny trend, coraz popularniejszy wśród przedsiębiorców. Mowa o coraz rzadszym decydowaniu się na pozyskiwaniu zewnętrznego finansowania firmy - przy pomocy kredytów.
Coraz częściej obserwuję to zjawisko - przyznaje Andrzej Sadowski. - Wśród przedsiębiorców, którzy posiadają własne środki gotówkowe coraz częściej zdarzają się sytuacje odrzucania ofert kredytowych ze strony banków.
Jego zdaniem wynika to z coraz większej świadomości, że za pożyczone pieniądze trzeba ponieść koszt.
Przykładem jest jeden z moich znajomych, który - mając wystarczająco dużo własnych środków na operacje gospodarcze - uznał, że nie będzie brał kredytu obrotowego. Posiadanie własnych środków gotówkowych powoduje więc, że część przedsiębiorców stopniowo przestaje być klientami banków - w tym szerszym znaczeniu - rola banku zaczyna powoli ograniczać się do przechowywania środków na koncie.
Zdaniem ekonomisty, myślenie, że pieniądz z banku jest tani i lepiej wziąć pożyczkę, niż inwestować własne środki, powoli odchodzi do lamusa.
Do społecznego obiegu coraz bardziej wchodzi zasada znana ze starego dowcipu: "Bierze się cudze, a trzeba oddawać własne" - podsumowuje Andrzej Sadowski.
Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu slaskibiznes.pl nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.
PGG. Gliwicka kopalnia Sośnica "bohaterką" holenderskiego dokumentu o górnictwie
826Event Upgrade Your Business vol. 62: Influencer vs Agencja
426Business Boost No. 4 – Śniadanie dla Przedsiębiorców. Zaprasza Bielsko-Biała
207Smogowe płuca stanęły na żorskim rynku. Gdzie jeszcze w Śląskiem sprawdzą stan powietrza?
194Raportowanie ESG – dlaczego mnie dotyczy i jak mam się przygotować? OIPH w Tychach zaprasza na konferencję
156PGG. Gliwicka kopalnia Sośnica "bohaterką" holenderskiego dokumentu o górnictwie
+2 / -0Cyberbezpieczeństwo i AI dla samorządu, administracji i biznesu - co nas czeka w 2025 roku?
+1 / -0Raportowanie ESG – dlaczego mnie dotyczy i jak mam się przygotować? OIPH w Tychach zaprasza na konferencję
+1 / -1Kongres HR 2025: HR jako strategiczny partner: budowanie bezpiecznego, efektywnego i przyszłościowego środowiska pracy
0Śląskie miasto zamieni się w Hogwart! To będą urodziny w stylu Harrego Pottera!
0Raportowanie ESG – dlaczego mnie dotyczy i jak mam się przygotować? OIPH w Tychach zaprasza na konferencję
0Business Boost No. 4 – Śniadanie dla Przedsiębiorców. Zaprasza Bielsko-Biała
0Smogowe płuca stanęły na żorskim rynku. Gdzie jeszcze w Śląskiem sprawdzą stan powietrza?
0