Wiadomości

Katastrofa na Pniówku. JSW odpiera zarzuty o nieprawidłowościach w kopalni

2022-05-24, Autor: mz, źródło: rmf

Po pierwszym wybuchu warunki pozwalały wysłać ratowników po poszkodowanych wskutek niego górników - zapewnił dziś Marian Zmarzły, dyrektor kopalni Pniówek w Pawłowicach, należącej do Jastrzębskiej Spółki Węglowej. W zakładzie 20 kwietnia doszło do wybuchu metanu na głębokości 1000 metrów. W wyniku katastrofy życie straciło 9 górników i ratowników górniczych, a 7 innych dotąd nie odnaleziono.

Reklama

Przypomnijmy, w środę 20 kwietnia 2022 r. doszło do wybuchu metanu na głębokości 1000 metrów w KWK Pniówek w Pawłowicach. Do takiej samej sytuacji doszło kiedy już do rannych zeszli ratownicy górniczy. Siedmiu pracowników kopalni nadal jest zaginionych. JSW odstąpiło jednak od akcji wydobycia górników. Powrót będzie możliwy, gdy uda się opanować problem ze zbyt wysokim stężeniem metanu.

Górnicy: mamy dowody na nieprawidłowości w JSW

W przypadku katastrofy w kopalni Pniówek, związek posiada dowody, że feralnego dnia, w miejscu katastrofy, nie powinno być już górników, którzy zginęli - czytamy w liście autorstwa związkowców z WZZ Sierpień 80, skierowanym do wiceministra Jacka Sasina.

Według autorów listu, górnicy zaczynali pracę o godzinie 18:00 dnia poprzedniego, więc o północy bezwzględnie powinni już wyjeżdżać na powierzchnię. Wiąże się to z faktem wykonywania pracy w rejonie objętym skróconym czasem pracy.

Od tego rygoru nie może być żadnych odstępstw. Tymczasem górnicy zginęli podczas wybuchu, który miał miejsce prawdopodobnie o godz. 0.12. Oznacza to, że jeśli nawet do wybuchu by doszło, to mógł nikt nie zginąć, bo poprzednia zmiana byłaby już na powierzchni, a kolejna nie zdążyłaby jeszcze dojść na miejsce zdarzenia - podnoszą związkowcy.

Tymczasem dziś (24 maja) odbyła się konferencja prasowa z udziałem przedstawicieli zarządu KWK Pniówek. Dyrekcja zakładu nie zgadza się z zarzutami związków zawodowych oraz bliskich górników, którzy zginęli lub są poszukiwani po wybuchu metanu.
 
Jak twierdzą dyrektorzy: Marian Zmarzły - dyrektor zakładu - i Aleksander Szymura - dyrektor ds. pracy - normy czasu pracy były przestrzegane, a rodziny miały zawsze informacje z pierwszej ręki.

Zmarzły: Zdecydowanie można było wtedy wysłać ratowników

Podczas wtorkowej konferencji prasowej w kopalni, pełniący od maja funkcję dyrektora Pniówka, Marian Zmarzły akcentował, że nadrzędnym celem akcji ratowniczej rozpoczętej po pierwszym wybuchu w rejonie ściany N-6 było ratowanie życia poszkodowanych pracowników - w umożliwiających to warunkach.

Mieliśmy sygnał od pracownika przebywającego w rejonie 100. sekcji (ściany wydobywczej) z urazem nogi, który prosił dyspozytora o pomoc, co jest nagrane. A potem mieliśmy kontakt od zastępu (ratowników), który znalazł się pod ścianą, że nawiązali kontakt z tym poszkodowanym i prosił on o udzielenie pomocy - mówił dyrektor.

Analizując pomiary na wylocie ze ściany, zdecydowanie można było wtedy wysłać tych ratowników - podkreślił Zmarzły, dodając, że także idąc do ściany ratownicy dysponowali przyrządami kontroli składu atmosfery. Zastęp doszedł do wlotu do ściany, być może na kilka metrów wszedł do niej. Zastępowy relacjonował przez ratowniczy system łączności przed zerwaniem kontaktu, że widoczność w ścianie sięga ok. 20 sekcji. Ratownicy nie widzieli jeszcze poszkodowanego. Około godz. 3 nastąpił kolejny wybuch i zerwał się kontakt z zastępem.

Zastępowy może podjąć decyzję o wycofaniu się do bazy, jeśli zmieni się skład atmosfery czy nastąpi jakiekolwiek zagrożenie - przypomniał dyrektor uściślając, że zastępowy na wlocie wskazywał, że było tam ok. 2 proc. metanu i 56 ppm tlenku węgla. W takich warunkach akcja może być prowadzona - stwierdził dyrektor Pniówka.

Warunki w kopalni przed katastrofą

Jak podaje rmf, odnosząc się do warunków przed katastrofą Zmarzły, prezentując schemat rejonu ściany N-6 wyjaśniał, że przed katastrofą do pierwszego stopnia zagrożenia klimatycznego zaliczono stosunkowo niewielki odcinek ściany (od 1. do 45. sekcji), wraz z odcinkami wyrobisk, którymi odprowadzano z niej powietrze. Zgodnie z przepisami w razie pracy w temperaturze powyżej 28 stopni Celsjusza powyżej dwóch godzin, czas pracy górników zostaje skrócony z 7,5 godziny do 6 godzin.

Górnicy pracowali w całym rejonie ściany, jednak większość prac prowadzona była przy wlocie, gdzie zagrożenie klimatyczne nie występowało. Kombajn przez prawie całą zmianę pracował właśnie tam, w sekcjach od 100. do 131., a do miejsca z zagrożeniem klimatycznym zjechał na ok. pół godziny przed końcem zmiany, w czasie której doszło do pierwszego wybuchu.

Na zmianie tej zatrudnione były 42 osoby. 19 z nich wyjechało po 6 godzinach pracy, po północy, zgodnie z reżimem pracy w zagrożeniu klimatycznym. Byli to pracownicy odmetanowania (zewnętrznej spółki) oraz oddziału (kopalni Pniówek).

Większość prac w ścianie toczyła się na odcinku, gdzie nie było przekroczenia temperatury, a tylko na pół godziny przed końcem zmiany zjechał do odcinka, gdzie temperatura była przekroczona - mówił Zmarzły, uściślając, że ze względu na czas pracy w zagrożeniu klimatycznym poniżej 2 godzin nie obowiązywało wówczas skrócenie czasu pracy pracujących w rejonie kombajnu górników z 7,5 godziny do 6 godzin, mieli oni zatem wyjechać o godz. 1.30.

W momencie pierwszego wybuchu w ścianie przebywały trzy osoby niepodlegające skróconemu czasowi pracy, z których jedna bezpośrednio po wybuchu została wytransportowana na powierzchnię. Pracownik, który wzywał pomocy, znajduje się w rejonie ok. 100. jej sekcji. Jeden z pracowników znajduje się przy kombajnie. Pięciu ratowników, którzy pozostali po drugim wybuchu pod ziemią, znajduje się prawdopodobnie przy skrzyżowaniu wlotu do ściany ze ścianą.

Obecnie atmosfera w otamowanym rejonie wskazuje na wygaszenie pożaru, który miał tam miejsce po łącznie ok. 20 wybuchach. Zawartość metanu sięga 60 proc., tlenu 2 proc. Wejście do tego pola pożarowego będzie możliwe dopiero wtedy, gdy stan atmosfery będzie na tyle stabilny (...), że będziemy wchodzić nie narażając ratowników. To musi być pewne. Nie możemy dopuścić, że szybko otworzymy rejon i dojdzie do reaktywacji pożaru, bo dotrze tam tlen - podkreślił Marian Zmarzły.

Oceń publikację: + 1 + 0 - 1 - 2

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu slaskibiznes.pl nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Otrzymuj najciekawsze newsy biznesowe ze Śląska!

Zapisz się do naszego newslettera!

Sonda

Czy czujesz się szczęśliwy mieszkając w woj. śląskim?






Oddanych głosów: 507

Prezentacje firm