Polacy pracujący w Czechach, którzy od piątku zostaną pozbawieni dojazdu do pracy za południową granicą, napisali list otwarty do senator Ewy Gawędy. - Zostawiono nas zdanych samym sobie – to setki ludzi „na lodzie” z różnych firm - piszą oburzeni pracownicy czeskich firm.
Czternastodniowa kwarantanna dla polskich pracowników wracających z pracy za granicą - to od wczoraj koszmar wielu mieszkańców naszego regionu. Do tej pory, mimo uszczelnienia granic, swobodnie przekraczali granicę polsko - czeską. Od piątku zostaną pozbawieni tej możliwości.
Swoje obawy i protest przeciwko decyzji rządu pracownicy czeskich firm skierowali do senator Ewy Gawędy:
- Sytuacja w kraju jest dla wielu Rodaków skomplikowana. Wierzymy, że w trudnym czasie pandemii ograniczanie swobód obywatelskich w wielu dziedzinach życia społecznego jest dla nas koniecznością, nie godzimy jednak ze stosowaną przez Rząd polityką kryzysową w zakresie granicy Polska-Czechy - piszą Alan Szatyło, Marta Gebauer i Wojciech Pluta.
List jest reakcją na wczorajszą decyzję ministra zdrowia, zgodnie z którą od piątku osoby pracujące za granicą będą objęte 14-dniową kwarantanną.
Wodzisławianin i mieszkańcy Jastrzębia - Zdroju prognozują przyszłość zawodową swoją i licznego grona polskich pracowników w Czechach:
- Obecna procedura prawna jest przymuszeniem do pójścia na zwolnienie lekarskie. Polski lekarz wypisze L4, zaś koszty wspomnianego zwolnienia poniesie czeski odpowiednik ZUS-u. Dla wielu z nas jest to równoznaczne z przymusem zmiany pracy, teoretyczna stawka wypłacana na chorobowym nie uwzględnia dodatków i premii od pracodawcy (stanowią one nawet 35% całości wynagrodzenia, od pozostałości ponadto pozostaje odliczyć koszt L4, stawka na L4 to ok. 60%) - tłumaczą.
Jednocześnie podają szereg argumentów za tym, że praca za granicą w promieniu 50 km od miejsca zamieszkania, w pełnym zabezpieczeniu, nie stanowi zagrożenia dla rozprzestrzeniania się pandemii:
- W przypadku naszej firmy są stosowane schematy zapobiegawcze w postaci wszechobecnych płynów dezynfekcyjnych, okularów ochronnych, maski nosimy także podczas pracy nie zdejmując ich przez cały okres pracy – wyglądem przypominamy postacie z filmów - uzasadniają autorzy listu.
W swoim dramatycznym apelu zadają oni pytanie o następstwo masowych zwolnień polskich obywateli, którzy są postrzegani jako niepewni pracownicy.
- Nie wspomniano o żadnych środkach zaradczych, żadnych rekompensatach, po prostu z dnia na dzień zamierza się nam zamknąć dostęp do pracy, zostawiono nas zdanych samym sobie – to setki ludzi „na lodzie” z różnych firm - czytamy.
Swój apel kończą żądaniem udzielenia wyjaśnień w sprawie zakazu wjazdu pracowników dojeżdżających do pracy. Pytają również o ostateczność podjętej decyzji i możliwość rekompensaty utraconych środków.
Jednocześnie w rozmowie z redakcją podkreślają, że w żaden sposób nie czują się lepsi od polskich pracowników, natomiast obawiają się, że tak daleko idące rygory, doprowadzą do masowych zwolnień kilkuset ludzi z naszego regionu.
- Informujemy, że jeśli do końca tygodnia sprawa nie zostanie rozwiązana, to podejmiemy dalsze kroki mające na celu ochronę naszego dorobku zawodowego, czujemy się oszukani, zignorowani przez Rząd - kończą autorzy listu.
Według szacunków w czeskich zakładach pracuje około 30 tys. Polaków.
Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu slaskibiznes.pl nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.