Drogi, torowiska – mimo, że mamy ich coraz więcej i są coraz lepsze, są też coraz bardziej zatłoczone. Nad Polską jest przestrzeń praktycznie niewykorzystywana do szybkiej i sprawnej komunikacji. To wielopoziomowa autostrada powietrzna. Mała Polska Flota Powietrzna kreśli śmiałą wizję zagospodarowania przestrzeni powietrznej dla wielu rodzajów aktywności.
Spółka chce doprowadzić do wybudowania w województwie śląskim około 70 małych lądowisk dla lekkich samolotów i śmigłowców, a w całej Polsce nawet 1000.
- Pod tym względem dzieli nas przepaść od krajów Europy Zachodniej, a jest to tani sposób na rozwój szybkiego transportu – przekonuje Wojciech Lempart, komandor Małej Polskiej Floty Powietrznej Sp. z o.o. w Katowicach.
Lista korzyści jest długa. W pierwszej kolejności mogłyby służyć biznesmenom do szybkiego przemieszczania się. Lądowiska byłyby też przydatne wszelkiego rodzaju służbom. Zdaniem Wojciecha Lemparta z lądowisk mogłoby korzystać Lotnicze Pogotowie Ratunkowe, służby mundurowe, leśne czy wydziały zarządzania kryzysowego w samorządach. - Wiele razy widzieliśmy w Europie, jak na takich lądowiskach lądują samoloty pożarnicze, które tankują wodę. Ale nie tylko obszary leśne, również tereny miejskie mogą być gaszone przy wykorzystaniu takich lądowisk – podaje jako przykład Wojciech Lempart.
W budowniczych lądowisk pomysłodawca widzi gminy, które mogłyby je sfinansować przy dużym wsparciu Unii Europejskiej. - Są na to pieniądze, a lotnisko można mieć już za 200 tys. zł. Poza tym na jedno lotnisko mogłyby się złożyć dwie, trzy mniejsze gminy – przekonuje koandor.
Byłyby to lądowiska trawiaste. Z dwóch powodów. Po pierwsze – mniejsze jednostki latające jak małe samoloty, śmigłowce, wiatrakowce znakomicie dają sobie radę ze startem i lądowaniem na trawie. Po drugie – i ten powód jest nawet ważniejszy – są niesamowicie tanie. Koszt budowy ok. 200 tys. zł brzmi bardzo atrakcyjnie, o ile teren udostępniłaby gmina, a wyłoniony podmiot zarządzałby lądowiskiem.
Pasy powinny mieć długość co najmniej 400 metrów, bo tyle potrzebują ultralekkie maszyny latające. W przypadku cięższych statków powietrznych długość pasa musi być dłuższa. - Ale istotą jest to, aby sieć w ogóle powstała. Potem lądowiska można rozbudowywać, unowocześniać - mówi Wojciech Lempart.
Jego zdaniem potencjał atmosfery jako miejsca transportu nie jest w ogóle wykorzystany w Polsce. - Przecież to wielopoziomowa autostrada, której w dodatku nie trzeba remontować. Wymaga jedynie systemu, który zapobiegałby kolizjom, katastrofom powietrznym. Takie systemy dzięki obecnym technologiom są możliwe do wdrożenia i następnie stosowania – mówi przedsiębiorca.
Jak bardzo Polska jest opóźniona w stosunku do innych krajów europejskich pod względem liczby lądowisk pokazuje poniższa mapka: (kliknij i zobacz mapkę w większym rozmiarze):
Dość powiedzieć, że obecnie w Polsce przypada 1 lądowisko na 830 tysięcy osób, a na Śląsku na 900 tys. osób. Są to niemal wyłącznie lądowiska aeroklubów. Dla porównania w Niemczech jedno lądowisko przypada na 100 tys. mieszkańców, tak samo jest w Czechach, Francji czy Austrii. Na Słowacji jest ponad 200 tys. osób na jedno lądowisko. - Ale tu nie chodzi o różnice w ilościach. To jest przepaść cywilizacyjna. My nie wiemy ile na tym tracimy, ponieważ dotychczas nie było nawet takiego tematu poruszonego. To, co my prezentujemy pozwala wywnioskować, czy warto to robić – mówi Wojciech Lempart.
Podaje jeszcze jeden dowód na ogromny potencjał lekkiego lotnictwa biznesowego – lawinowo rosnące zapotrzebowanie na maszyny. - Jeszcze kilka lat temu na maszynę z polskiej manufaktury czekało się pół roku, a teraz jak się będzie miało szczęście, odbiera się ją po roku. Przy czym większość idzie na eksport. U nas się nie sprzedają, bo nie ma lądowisk. A ludzi stać. Koszt małego samolotu wynosi 200 do 400 tys. zł, więc jest porównywalny do ceny dobrego auta. Są to samoloty bardzo bezpieczne iłatwe w utrzymaniu. Banki mają nawet ofertę leasingu maszyn latających .
Możliwości maszyn zasługują na uwagę. Małe samoloty mają zasięg do 500 km na jednym baku. Tankuje się je zwykłą benzyną ze stacji paliw. Ze Śląska takim samolotem można dolecieć nad morze w trzy godziny.
Pierwszy rekonesans wśród samorządów firma wykonała za pośrednictwem biur subregionów. Zachęcona wstępnym zainteresowaniem budową lądowisk MPFP przygotowała ankietę dla gmin. Wyniki ankiety tak naprawdę zaważą na powodzeniu przedsięwzięcia.
Wojciech Lempart jest przekonany, że lądowiska to ogromna szansa dla gmin na pozyskanie inwestorów i rozwój zupełnie nowej gałęzi przemysłu. Przemysłu lotniczego. - W naszych rozmowach z kolegami – pilotami, którzy prowadzą biznesy na Zachodzie, którzy są też producentami takich maszyn dowiedzieliśmy się, że jeśli będzie gdzie wylądować, jeśli będą to certyfikowane, bezpieczne lądowiska, to oni tu przylecą, tu będą robić interesy, tu będą fabryki, miejsca pracy, tu będą zupełnie nowe gałęzie gospodarki. Oni by to dawno zrobili gdyby nie fakt, że trzeba długo dojeżdżać, potem wracać. Jeśli powstanie sieć lądowisk, to – teraz cytuję opinię przedsiębiorcy ze specjalnej strefy ekonomicznej, który w tygodniu musi objechać sześć, siedem fabryk – gdyby mógł korzystać z lądowisk, byłby to dla niego przeskok do nowej epoki – komentuje.
Sprawą powiązaną z tworzeniem sieci lądowisk jest popularyzacja wśród biznesmenów czy innych użytkowników małych statków powietrznych nauki pilotażu. Mało kto zdaje sobie sprawę, że dla uzyskania licencji pilota lekkiego samolotu czy śmigłowca wystarcza 25-godzinny kurs. Szkolenie kosztuje od 25 - 40 tys. zł, przy czym można pozyskać na nie dofinansowanie ze środków unijnych nawet do 80%. - Powstanie lądowisk ułatwiłoby nam czy innym firmom szkolenia biznesmenów z pilotażu a także operatorów dronow, co obecnie cieszy się ogromnym zainteresowaniem, gdyż drony mają różne, czasami nawet zaskakujące możliwości wykorzystywane do zapewniania bezpieczeństwa i w działalności gospodarczej – zauważa Beata Znamirowska-Soczawa, prezes MPFP.
Ułatwienie komunikacyjne to jeden walor sieci lądowisk. O drugim głośno się nie mówi, ale dla znawców jest równie oczywisty – latanie można pokochać. Nie bez powodu mówi się, że latanie to „choroba”, nieuleczalna i nieśmiertelna. - Jeśli przedsiębiorcy zaczną z tego korzystać, to raz, że odciążą szlaki komunikacyjne, a dwa – będą robić to, co ich pociąga, co kochają, co jest same w sobie ogromną pasją. Do latania nie służą przecież tylko samoloty czy śmigłowce. Są miękkopłaty jak motolotnie, paraglajty. Lada chwila będą drony personalne, które też będą musiały być serwisowane, naprawiane. Na to też musi być odpowiednie miejsce, najlepiej, jak to się będzie działo właśnie na małych lotniskach – twierdzi Beata Znamirowska-Soczawa.
- Jestem przekonana, że w przyszłości lądowisk będzie dwa, trzy razy więcej, niż zamierzamy. Najważniejsze jest jednak stworzenie szkieletu sieci i pokazanie, że to działa. Prawda jest też taka, że w tym środowisku przeważają mężczyźni. Jednak wraz z kilkoma kobietami udało mi się storzyć niewielki zalążek „eskadry” kobiecej – zachęcam wszystkie kobiety lubiące latanie do nauki pilotażu małcyh samolotów, zwłaszcza wiatrakowców.