Patryk i Robert Stabryło, bracia bliźniacy z Rybnika, prowadzący wspólnie od lat warsztat samochodowy, postanowili stworzyć nową firmę Maroni, która buduje kampery. Widzą w tym bardzo rozwojowy rynek. Właśnie odbyła się premiera pojazdu, a zarazem otwarcie hali produkcyjnej. Co warte podkreślenia, halę stanowi zrewitalizowany, ponad stuletni budynek będący częścią dawno nieistniejącej Huty Silesia. Bracia Stabryło jako jedyni przedsiębiorcy w Polsce pozyskali unijną dotację na rewitalizację zabytku.
Bracia Stabryło działają w biznesie motoryzacyjnym od lat. Zaczynali od warsztatu samochodowego, którego prowadzenie przekazali im rodzice. Poszerzali gamę usług, zajmowali się m.in. serwisowaniem samochodów specjalnych, jak ambulanse pogotowia, pojazdy techniczne. A ponieważ najczęściej są to auta na bazie furgonów, mieli okazję podpatrywać zabudowy wnętrz, wykorzystanie przestrzeni.
Stabryłowie obserwowali też rynek. Już lata temu doszli do wniosku, że na samym serwisowaniu aut świata nie zwojują.
- Nie patrzymy na biznes w perspektywie dwóch lat, pięciu, tylko dłuższej. Motoryzacja idzie w kierunku samochodów autonomicznych, które będzie się zamawiało na konkretną trasę. To już się dzieje w Dubaju – mówi Robert Stabryło w rozmowie ze Śląskim Biznesem.
- Popularny stanie się wynajem samochodów. Tu kierowcy nie będzie interesowało serwisowanie pojazdów. Tym będzie się zajmowała firma dostarczająca samochód. To nie stanie się za dwa lata czy pięć, ale się stanie. Stwierdzamy, że rynek dla takich warsztatów, jak nasz będzie się kurczył. Może się okazać, że utrzymanie nie będzie uzasadnione ekonomicznie – kontynuuje przedsiębiorca.
Nie bez znaczenia jest również rozwój motoryzacji elektrycznej. Choć są to wciąż znacznie droższe pojazdy od tradycyjnych, to konstrukcja ich silników jest dużo prostsza i mniej awaryjna, zatem wymagająca mniej serwisowania.
Bracia wpadli na pomysł, aby stworzyć coś nowego. Padł wybór na budowę kamperów. W zachodniej Europie to już od dawna mocny i rozwijający się segment. W Polsce dopiero zdobywa popularność. Wiadomym było, że nie wystarczy po prostu powiedzieć – budujemy kampery. Bliźniacy wykorzystali m.in. swoje doświadczenia w serwisowaniu furgonetek. Potrzebna była hala. Zdecydowali się kupić ceglany budynek po hucie, należący do prywatnego właściciela. Transakcję finalizowali w szóstym roku prowadzenia warsztatu.
- Obiekt był ruiną. Było w nim składowisko złomu i makulatury – mówi wprost Patryk Stabryło.
Wspomina, że podczas porządkowania wywieziono stąd 40 ciężarówek makulatury, w czym wydatnie pomogło miasto i rada dzielnicy. Bracia stanęli przed decyzją, co robić z budynkiem. Konserwator zabytków zezwolił na rozbiórkę.
- Tak byłoby najprościej. Zburzyć, postawić stalową budę i szybko uzyskiwać korzyści – mówi Paryk Stabryło.
Młodzi przedsiębiorcy mieli jednak ambicję uratowania obiektu. Chcieli stworzyć w nim nowoczesną przestrzeń do pracy, ale z zachowaniem dawnego wyglądu, przynajmniej z zewnątrz. W przedsięwzięciu wspierał ich wspólnik - wujek Piotr Kulik, przedsiębiorca.
Budynek mieści się w dzielnicy Paruszowiec – to stara przemysłowa dzielnica Rybnika, której charakter nadawały Huta Silesia oraz towarzyszące jej osiedle robotniczych familoków. To taki rybnicki Nikiszowiec. Czerwona cegła jest tu wszechobecna. Jest to dzielnica znajdująca się niemal w centrum miasta, a jednocześnie w pobliżu lasu, terenów wypoczynkowych i ścieżek rowerowych. Tutaj z budżetu obywatelskiego miasto zbudowało tężnię.
Ale, co podkreśla Patryk Stabryło, życie tu bywa trudne, ponieważ społeczność Paruszowca w dużej mierze stanowią rodziny byłych pracowników huty, zakładu, który nie przetrzymał zmian ustrojowych i upadł.
- My z bratem mamy zwyczaj skracania dystansu. Zaprzyjaźniliśmy się ze społecznością. Zatrudniamy miejscowych ludzi – mówi Patryk Stabryło.
Od lat na terenie po hucie powstają nowe firmy. Tutaj m.in. swoją fabrykę grzejników postawiło Purmo. Siedziba firmy Maroni jest pierwszym budynkiem przemysłowym dzielnicy od strony centrum miasta.
- Dlatego zależało nam, aby to była wizytówka dzielnicy – mówi Robert Stabryło.
- Szczęście się do nas uśmiechnęło. Robert przez przypadek znalazł informację o możliwości uzyskania dotacji unijnej na rewitalizację obiektów poprzemysłowych. Po analizie okazało się, że nasz budynek spełnia kryteria naborowe. Ale pojawił się problem, ponieważ fundusz zawierał środki tylko dla samorządów terytorialnych. Pomógł nam bardzo prezydent Rybnika i rada dzielnicy Paruszowiec, którzy wysłali listy intencyjne, co pomogło przejść nam etap finalny i pozwoliło skupić na samym projekcie – zaznacza Patryk Stabryło.
Okazało się, że budynek ma kruche, nadszarpnięte zębem czasu ściany. Konieczne były wzmocnienia. Podczas prac w ziemi natknięto się na sporo pozostałości dawnej działalności huty.
- Znaleźliśmy garnki, kubki, które tu produkowano, elementy maszyn. Znaleźliśmy też 21 żeliwnych płyt, które oczyściliśmy i umieściliśmy jako elementy dekoracyjne wnętrza – mówi Patryk Stabryło.
Wymogiem dotacji unijnej było stworzenie izby pamięci. Ta znalazła się w wydzielonej przestrzeni na parterze budynku, przy recepcji. Ściany i regały wypełniły m.in. archiwalne fotografie, czy eksponaty znalezione podczas remontu.
Efekty mogli zobaczyć goście 8 kwietnia podczas uroczystego otwarcia hali.
- My bez tej dotacji i tak byśmy ten budynek wybudowali, tylko on nie byłby tak piękny. Nie byłoby zachowane tutaj wnętrzne w takiej formie jaka w tym momencie jest, postawilibyśmy po prostu budynek usługowy, a to, że otrzymaliśmy tę dotację, pozwoliło nam zachować stare mury, pozwoliło nam w środku stworzyć nową przestrzeń, która jest funkcjonalna, ale przede wszystkim też się bardzo pięknie prezentuje – mówił Robert Stabryło podczas otwarcia, dziękując rybnickim samorządowcom za pomoc.
Podczas otwarcia wśród gości przewijały się komentarze, że mamy do czynienia z modelowym przykładem rewitalizacji zabytkowego obiektu przemysłowego z wykorzystaniem unijnych środków.
- To jest znakomity przykład tego, w jaki sposób można połączyć historię miejsca, duszę tego miejsca z tym elementem użyteczności, które oczywiście ma swój aspekt finansowy, ale też bardzo trzeba głośno tu powiedzieć o społecznej odpowiedzialności biznesu, odpowiedzialności za człowieka.
Bardzo łatwo buduje się w miejscach, gdzie mamy łąkę, pole i po prostu zaczyna się prace od podstaw, to idzie często szybko, jest taniej i wydaje się, że biznes tą stronę bardzo szybko dostrzegł. Z drugiej strony jest biznes, który mówi, że warto pocierpieć, bo ja wiem, że to było 6 lat niełatwych zmagań – mówił prezydent Rybnika Piotr Kuczera.
Podczas otwarcia oficjalnie zaprezentowany został S-Camper, czteroosobowy kamper Maroni zbudowany na bazie największego citroena jumpera. Auto jest gotowe do jazdy. Prace nad S-Camperem trwały podczas pandemii, równolegle do remontu hali.
- Samochód jest wyposażony w wiele udogodnień, w wiele rozwiązań, które spowodują, że to mieszkanie w domu na kółkach - bo tak trzeba to nazywać - będzie przyjemniejsze i będzie powodowało, że będziemy w stanie być tam wiele tygodni, wiele dni, a może nawet miesięcy – mówi Robert Stabryło.
Bracia postawili sobie za cel zbudować taki kamper, którym sami chcieliby jeździć. W trakcie pandemii, kiedy wyjazdy były utrudnione, sami wynajęli kampery na wakacje i przekonali się, że są zbyt ciasne. Nie mówimy tu o kamperach na bazie autobusu czy ciężarówki, tylko standardowych, do prowadzenia których wystarcza prawo jazdy kategorii B.
- Łóżka były za krótkie, dlatego tak zaplanowaliśmy nasz kamper, że łóżka mają po dwa metry długości. Wygodnie wyśpią się na nich cztery osoby - mówi współwłaściciel firmy Maroni.
Nadwozie oferuje 9 m kw. powierzchni użytkowej. Samochód posiada klimatyzację stacjonarną, dwa zbiorniki: jeden na wodę czystą, drugi na wodę szarą. Są też prysznic, kuchenka gazowa zasilana butlą, którą można zatankować na zwykłej stacji benzynowej.
- Nie musimy więc wymieniać samej butli, tak jak to było kiedyś. Możemy po prostu podjechać pod dystrybutor, zatankować diesla i napełnić też butlę z gazem do pełna, żeby móc sobie podgrzać wodę, włączyć kuchenkę, ale również podnieść temperaturę w samochodzie, który jest wyposażony w system ogrzewania Truma - opowiada przedsiębiorca.
Wbudowany czujnik ma zapewnić wypoziomowanie samochodu nawet na najbardziej nierównym polu czy na plaży. W camperze zastosowane są też różne dodatki, jak rolety pozwalające w pełni zaciemnić wnętrze. Pojazd jest wyposażony w największą dostępną na rynku markizę oraz w moskitiery, dzięki którym można skutecznie pozbyć się owadów. Zastosowany też został standardowy stopień rozsuwany elektryczny oraz wiariacja dla szefów kuchni: okap, który wyciąga wszystkie zapachy znad kuchenki.
Dodatkowo w samochodzie zainstalowane są kamera cofania, toaleta kasetowa. Ponadto camper jest zabezpieczony termicznie i tym samym przystosowany do warunków zimowych. Fotele przednie są obrotowe, więc jest możliwość ustawienia ich w optymalnej pozycji, a sam camper jest wysoki, co stwarza naprawdę dużą przestrzeń.
S-Camper jest pokazem możliwości śląskiej firmy i zarazem punktem wyjścia do budowy kolejnych samochodów. Model w takiej konfiguracji kosztuje około 420 tys. zł. Rybniczanie mówią, że są w stanie budować jednen kamper dziennie.
Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu slaskibiznes.pl nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.
Dostarczył 7 tys. tramwajów dla polskich miast. Zakład Alstom w Chorzowie obchodzi 160 lat
+2 / -0Czy biznes i samorząd to zgrany duet? KSSE zaprasza na Świąteczny Booster dla biznesu
+1 / -0Znamy laureatów XVI edycji konkursu Innowator Śląska
+1 / -0Katowice, Czeladź i Ożarowice najwyżej w Rankingu Gmin Województwa Śląskiego 2024
+1 / -0Katowizje 2024 – Katowice po raz piąty wyłoniły liderów odpowiedzialnego biznesu
+1 / -0
~adrianek 2022-04-13
09:17:58
brawo panowie, ale nie wiem, czy za ponad 400 tysi to ktoś kupi. ale trzymam kciuki