Krzysztof Witkowski czuł się spełniony w biznesie. Zbudował firmę President Electronics Poland, która od 28 lat jest wyłącznym dystrybutorem w Polsce systemów CB Radio francuskiej marki President. Do dziś dostarczyła użytkownikom ponad dwa miliony urządzeń! A ponieważ częstochowski przedsiębiorca od zawsze podziwiał Ojca Świętego Jana Pawła II i jego nauki, postanowił oddać hołd temu wielkiemu Polakowi. Stworzył w Częstochowie muzeum skupiające największą na świecie kolekcję monet i medali z polskim papieżem.
Muzeum mieści się w nowoczesnym pawilonie przy ul. Jagiellońskiej w Częstochowie, zaledwie 10 minut drogi autem od Jasnej Góry. Przylega do budynku siedziby głównej firmy President Electronics Poland.
Gabloty pełne eksponatów – a jest ich ponad 11 tysięcy – są efektownie podświetlone. - Mamy tu 48,6 tysięcy punktów świetlnych – mówi z dumą Krzysztof Witkowski, który osobiście projektował iluminację.
Przedsiębiorca, zarazem kustosz muzeum przywiązuje ogromną wagę do sposobu ekspozycji. Od wielu lat pasjonuje się nagłaśnianiem koncertów, wydarzeń kulturalnych, których nieodłącznym elementem jest odpowiednie oświetlenie dlatego wie, jak ważny jest walor wizualny w odbiorze sztuki.
Muzeum działa od 11 sierpnia 2011 roku. Jego tworzenie przebiegło błyskawicznie. Zajęło raptem 11 miesięcy. Nie byłoby możliwe, gdyby nie porozumienie częstochowskiego przedsiębiorcy z francuskimi partnerami.
- Przekonałem partnerów francuskich, żebyśmy kupili największą wówczas kolekcję monet i medali z wizerunkiem Jana Pawła II, liczącą około 3 tys. sztuk. Tłumaczyłem, że przy obecnym postępie za 30 - 40 lat o takiej firmie jak nasza mało kto już będzie pamiętał, a Jana Pawła II będzie się pamiętać na wieki. Nie trzeba być katolikiem, żeby Janem Pawłem II się zachwycić, bo był też znakomitym filozofem. Zadziałało to na Francuzów, powiedzieli „dobrze, kup. Przez kilka lat nie dostaniesz najwyżej dywidendy”.
Posiadaczem owej kolekcji był Wojciech Grabowski. Gromadził zbiór latami. Miał zaufanych ludzi w Polsce, USA i Włoszech, którzy śledzili miejscowe oferty, aukcje, emisje i kupowali monety czy medale. Prawą ręką Grabowskiego w Rzymie był prof. Di Molli. Zwykle na początku roku wysyłał mu znaczną sumę pieniędzy na zakupy, spodziewając się, że gotówka wystarczy na rok lub dłużej. A bywało, że profesor już po kilku miesiącach meldował wydanie całej sumy na monety z papieżem i prosił o kolejny przelew, gdyż szykowana była emisja następnych walorów.
Na podobnej zasadzie kolekcję powiększa Krzysztof Witkowski. Ze znakomitym skutkiem. Ponad 11 tysięcy eksponatów to największy zbiór monet i medali z Janem Pawłem II na świecie. Muzeum posiada monety z 83 krajów. Do spenetrowania pozostał jeszcze spory kawałek globu zważywszy na fakt, że w sumie krajów, które wybiły monety lub medale papieskie jest 127. - To jeden z dowodów na fenomen JPII. Nie ma drugiego człowieka w dziejach ludzkości, któremu poświęcono by tak dużo miejsca na małych dziełach sztuki – mówi Krzysztof Witkowski.
Zauważa, że bywa problem z dotarciem do niektórych monet, ponieważ brakuje katalogów. Nie wiadomo więc, kto, gdzie i kiedy wydawał okazy. Medale wydawały np. parafie w krótkich seriach po 100 sztuk, by dochód ze sprzedaży zasilił budowę kościoła. - Taki medal wart jest tyle, ile ktoś za niego zapłacił. Mógł być przykładowo wybity za 70 zł, a ktoś go kupił za 1000 zł, bo chciał wesprzeć Kościół. I jak teraz taki medal pozyskać do Muzeum? Zakup medalu, o trudnej do oszacowania wartości, jest zatem sprawą indywidualnych negocjacji, bowiem kolekcjonerzy nadają swoim zbiorom szczególną wartość. Przede wszystkim trzeba ustalić, że taki medal jest. Pomocne w tym zakresie są zdjęcia. Widać na nich, kto taki medal dostał lub nabył, a ponieważ odwiedzają nas profesjonaliści, mogą rozpoznać obdarowanego czy też nabywcę. Wówczas staram się do niego dotrzeć, zapytać o możliwość odkupienia. Pytam też, czy posiada może drugi egzemplarz, bo na wystawie staram się pokazywać awers i rewers. Staramy się także pozyskać certyfikat do każdego egzemplarza - wyjaśnia.
Rarytasami dla kolekcjonerów są medale z błędami. Ich wartość bez wyjątku rośnie. To np. moneta z identycznym awersem i rewersem, albo medal w którym jedną stronę wypełnia Bazylika św. Piotra i podpis Johaness Paulus II, a drugą Joseph Ratzinger (a nie Karol Wojtyła). Kuriozalną wręcz monetę papieską wyemitowała Zambia. Nominał na jednej stronie to 5 dolarów, a z drugiej 4 tys. kwacha. Przy czym wartość sumy tej afrykańskiej waluty ma się nijak do pięciu USD.
W odrębnym pomieszczeniu muzeum przechowuje 800 woluminów, broszur, katalogów wystaw, także wszystkich innych materiałów związanych z pobytami Jana Pawła II w Polsce. - Posiadamy wszystkie wystąpienia papieża emitowane niegdyś przez Polskie Radio, opracowania, encykliki – mówi częstochowianin.
Warto dodać, że jedną z części muzeum stanowi sala koncertowa ze znakomitej jakości sprzętem nagłaśniającym i oświetlającym. Praktycznie nie ma tygodnia, by nie odbywał się tu koncert, czy inny występ sceniczny. To też jeden z wyróżników muzeum powodujący, że nie mamy do czynienia wyłącznie z placówką muzealną, ale z centrum kultury z prawdziwego zdarzenia. Krzysztof Witkowski często sam prowadzi imprezy siadając za konsolą.
Na monety Krzysztof Witkowski wydał małą fortunę. Kwot nie ujawnia. - Zawsze na to pytanie odpowiadam, że mniej, niż na transfer ekstraklasowego piłkarza.
Muzeum zdobyło sobie uznanie i markę na świecie. - Jan Paweł II nie wywołuje negatywnych emocji. Można się z nim nie zgadzać w wielu kwestiach, ale jeśli weźmiemy Dekalog i to, co w nim jest zapisane, to widać, że postawa i nauka Jana Pawła II w tym się mieściła. Wówczas różne negatywne skojarzenia związane z Janem Pawłem II stają się odpowiednio mniejsze. Mówi się przecież, że JP II pewne rzeczy tolerował, o niektórych nie wiedział, a inne go nie interesowały. Tej prawdy nigdy się nie dowiemy. Kardynał Dziwisz, jego osobisty sekretarz cedził informacje przez duże sito, żeby do Ojca Świętego dochodziły tylko rzeczy ważne – mówi kustosz. I zauważa: - Trzeba sobie uświadomić, że to Ojciec Święty razem z prezydentem USA Ronaldem Reaganem rozmontowali komunizm.
Kustosz stara się zapraszać do muzeum ludzi, którzy znali Jana Pawła II, którzy obcowali z nim przez 27 lat pontyfikatu. Między innymi w muzeum gościł wiele razy Arturo Mari, osobisty fotograf Ojca Świętego. Byli też doradcy prezydentów USA.
Co dalej? - Jak będzie okazja, to trzeba się sprężyć i nabyć dla uzupełnienia kolekcji, ale nie na siłę. Na początku zbierania chce się mieć wszystko, więc człowiek jest gotów zapłacić tyle, ile żąda sprzedawca. Natomiast teraz, przy 11 tys. egzemplarzy, raczej szukam okazji. Po co mi np. kupienie od kogoś monety, która jest warta połowę zbioru sprzedawcy. To lepiej kupić całą kolekcję, oczywiście o ile kwota nie przysparza o kolorowy zawrót głowy. I tak kilka kolekcji udało mi się odkupić. Wówczas brakujące eksponaty trafiają na wystawę, a resztę przeznaczam do odsprzedaży – dzieli się swoją filozofią Krzysztof Witkowski.
Muzeum zdecydował się ufundować w hołdzie Janowi Pawłowi II, człowiekowi, który wywarł na niego ogromny wpływ. Ojca Świętego spotkał dwa razy w życiu. Pierwszy raz 10 września 1980 roku podczas audiencji generalnej na Placu Św. Piotra. - Kiedy przejeżdżał alejką, przy której stałem krzyczałem z całych sił „Ojcze Święty, masz pozdrowienia z Częstochowy”. On przystanął i zapytał „A ty synu, dlaczego stoisz w grupie z Niemcami?”. Ja na to „Ojcze Święty, zgubiłem się”. „No to się już nie gub. Błogosławię ciebie i twoją grupę”. I odjechał. A drugi raz spotkałem go w roku 1994, podczas konsekracji ks. biskupa Antoniego Długosza. Wtedy byłem na audiencji z żoną i synem. Jego dotyku, wzroku się nie zapomina. Staram się tym dzielić z ludźmi którzy przychodzą do muzeum, bo to jest rzecz niesamowita – wspomina Krzysztof Witkowski.
Te dwa spotkania, które w sumie trwały może minutę, wywarły na niego niesamowity wpływ. - Nigdy bym nie przypuszczał, że będę robił coś takiego jak muzeum. Zajmowałem się sieciami przesyłowymi, komunikacją, a moje hobby to muzyka, nagłośnienia i prowadzenie imprez, a mam ich na koncie już kilkaset - mówi.
Zaczynał jako didżej dyskotek w szkole. Potem zrobił około 300 imprez, w tym w kościołach. Kupował sprzęt. Zaczął od miksera sześciokanałowego i dwóch kolumn 200-watowych, które nabył, aby dobrze nagłośnić jasełka w kościele. - Kiedyś byłem na jasełkach, gdzie szóstka dzieci mówiła na zmianę do dwóch mikrofonów. Wszystko piszczało, dzieci nie było dobrze słychać, denerwowały się. Jedno mówi ciszej, inne głośniej, jedne trzymało mikrofon bliżej ust, inne dalej. Kiedy już miałem sprzęt, mogłem każde dziecko odpowiednio ustawić – wspomina. Od tego czasu miał wiele różnych zestawów nagłośnieniowych. Sprzęt systematycznie wymieniał.
Ufundowanie muzeum miało dla Krzysztofa Witkowskiego jeszcze jeden wymiar – osobisty. Przebył ciężki udar, po którym wrócił do pełni zdrowia. - W życiu jest dobrze, kiedy człowiek jest zdrowy, bogaty, młody. Gorzej, kiedy coś się zaczyna psuć. Potem od człowieka zależy, jak na to zareaguje. Czy się podniesie i będzie próbował na nowo, czy też się załamie, zacznie pić, brać narkotyki, itd. Mnie problemy dopadały dziewięć razy, w tym udar. Byłem w połowie sparaliżowany. Pierwsze pytanie zadałem Panu Bogu – dlaczego mnie to spotkało? Czy będę jeszcze potrafił się odezwać do rodziny? Czy będę warzywkiem, ciężarem?
21 grudnia 2004 roku przebyłem prawostronny udar, a 31 grudnia mnie wypisali ze szpitala i sylwestra spędzałem w domu przy szklance wody mineralnej. Rekonwalescencja przebiegała tak szybko, że w marcu to ja popychałem wózek z żoną, która złamała stopę - opowiada.
Dziś, kiedy biznes jest poukładany, a muzeum cieszy się renomą, Krzysztof Witkowski czuje się spełniony. Ale czuje niedosyt pod względem liczby zwiedzających.
Przedsiębiorca jest zdania, że z Janem Pawłem II powinni zapoznawać się uczniowie, zwłaszcza że zwykle mają o nim wyobrażenie jako o ciężko schorowanym człowieku u schyłku życia, który nie potrafi swobodnie poruszać się i komunikować. - Dlatego postanowiłem przygotować figurę Jana Pawła II z pierwszego okresu pontyfikatu, kiedy swoją sylwetką i postawą mógł stanowić wzór dla innych; człowieka zdrowego, wysportowanego, pełnego sił, o ujmującym uśmiechu. Mówię młodym, że figura przedstawia papieża, który wówczas miał 59 lat, czyli właściwie był o rok ode mnie młodszy.
Przekonanie młodego odbiorcy do poznania Papieża Polaka niekoniecznie przez pryzmat kremówek i „Barki”, a mieniących się złotem małych dzieł sztuki to kolejne wyzwanie częstochowianina. Kto wie, czy nie trudniejsze, niż kupienie następnej cennej monety.