Polecamy na Śląsku

40-lecie stanu wojennego – przemysłowy Śląsk i Zagłębie protestowały. Polała się krew

Author profile image 2021-12-13, Autor: Tomasz Raudner

Parę razy nam zadano pytanie - czy warto było. Absolutnie, to trzeba było zrobić, warto było. Zrobiłbym to jeszcze raz, gdyby była taka konieczność. - Zostaliśmy tam, walcząc o pewne ideały – akcentował Kazimierz Graca, jeden z uczestników strajku w kopalni Piast w Będzinie, który wybuchł po ogłoszeniu stanu wojennego. Robotnicze protesty objęły 40 zakładów pracy na Śląsku i w Zagłębiu Dąbrowskim. Uczestniczyły w nich tysiące pracowników. Dziś mija 40. rocznica wybuchy stanu wojennego.

Reklama

Od 13 do 28 grudnia 1981 roku na terenie Górnego Śląska i Zagłębia Dąbrowskiego strajkowało 40 zakładów pracy, w tym 25 kopalń, a w kilku kolejnych zakładach podjęto próby protestu. Śląsko-dąbrowska Solidarność przypomina, co działo się w kopalniach, hutach i innych zakładach przemysłowych ówczesnego województwa katowickiego.

Pierwsze strajki wybuchły już 13 grudnia, kilka godzin po ogłoszeniu stanu wojennego i przejęciu władzy przez Wojskową Radę Ocalenia Narodowego z gen. Wojciechem Jaruzelski na czele.

– Informacje o brutalnych zatrzymaniach działaczy „Solidarności” zaczęły napływać do zakładów pracy o godzinie pierwszej, drugiej w nocy, co odruchowo wzbudzało chęć protestu – mówi dr Jarosław Neja z Oddziału Instytutu Pamięci Narodowej w Katowicach w artykule   „Na stan wojenny robotnicy odpowiedzieli protestami” Agnieszki Konieczny, dziennikarki Tygodnika Śląsko-Dąbrowskiego NSZZ Solidarność.

Zaznacza, że załogi decydowały się na strajki okupacyjne, bo była to sprawdzona forma protestu. Sięgano po nie latem w 1980 roku i w ciągu 16 miesięcy rewolucji „Solidarności”.

14 grudnia dniem mocnych protestów

Dniem, w którym robotnicze protesty zdecydowanie przybrały na sile, był 14 grudnia. Ludzie, którzy przychodzili na pierwszą zmianę, nie podejmowali pracy, tylko gromadzili się na masówkach.

– Już wiedziano więcej o stanie wojennym, więc zaczęto tworzyć pakiety postulatów. Ich rdzeń we wszystkich zakładach był taki sam. Domagano się zniesienia stanu wojennego, uwolnienia zatrzymanych, przywrócenia działalności „Solidarności”, a często także przestrzegania Porozumień Sierpniowych – dodaje dr Neja.

Jak czytamy, "po wprowadzeniu stanu wojennego część zakładów, m.in. kopalnie i huty, została zmilitaryzowana. Stosunek pracy został zmieniony na stosunek służbowy, co oznaczało, że pracownicy byli traktowani jak żołnierze. Niewykonanie polecenia służbowego wiązało się z niewykonaniem rozkazu i mogło pociągać za sobą konsekwencje, włącznie z karą śmierci. Mimo tak ogromnych zagrożeń górnicy nie odpowiedzieli na ultimatum postawione przez gen. Czesława Piotrowskiego, ówczesnego szefa resortu górnictwa. 14 grudnia Piotrowski zwrócił się do nich z odezwą, w której zaznaczył, że jeśli w ciągu dwóch godzin od jej odczytania zakończą strajki, nie zostaną pociągnięci do odpowiedzialności."

Jeszcze tego samego dnia siły represyjne przystąpiły do metodycznej pacyfikacji zakładów pracy. "W godzinach porannych wygaszono strajk w katowickiej kopalni Wieczorek, a kolejnym krokiem miała być pacyfikacja Huty Katowice. Jednak atak na ten zakład się nie powiódł, pomimo to zaatakowano katowicką hutę Baildon.

– Oddziały milicji wkroczyły na teren huty. Obiecywano strajkującym, że jak zaczną wychodzić, to nie poniosą konsekwencji. Tak się nie stało, tych którzy opuszczali hutę czekały ścieżki zdrowia, zatrzymano 250 osób. Wielu hutników i wspomagających ich studentów zostało pobitych zarówno na terenie huty, jak i po przewiezieniu do komendy miejskiej milicji na Kilińskiego – mówi historyk IPN."

Tego samego dnia wieczorem kilkuset milicjantów stłumiło strajk w rudzkiej kopalni Halemba. Górnicy szukali schronienia w pobliskiej świątyni.

Brutalna akcja w kopalniach Rybnickiego Okręgu Węglowego

Jak zaznacza dr Neja, pacyfikację katowickiej kopalni Staszic zaplanowano na 15 grudnia. W tym dniu zamierzano się także rozprawić się z górnikami strajkującymi w Rybnickim Okręgu Węglowym. Uderzenie skierowane zostało na jastrzębskie kopalnie: Jastrzębie i Moszczenicę. W tej pierwszej milicja zachowywała się wyjątkowo brutalnie.

– Ludzi bito, demolowano zakład, wybijano szyby – mówi dr Neja.

W artykule czytamy, że "następnie oddziały milicji i wojska przypuściły szturm na jastrzębską kopalnię Manifest Lipcowy. To właśnie w tym zakładzie komunistyczne władze po raz pierwszy użyły broni palnej, w wyniku czego postrzelonych zostało 4 górników."

Władza strzelała do górników

"Mimo brutalnych działań władzy część zakładów strajkowała dalej. Wciąż protestowali m.in. górnicy z kopalni Wujek. Pacyfikacja tego zakładu rozpoczęła się 16 grudnia, kilka minut przed godziną 11.

– W akcji wzięło udział blisko 1500 funkcjonariuszy milicji, ponad 700 żołnierzy, kilkadziesiąt czołgów i bojowych wozów piechoty – wylicza dr Neja. Górnicy stawili napastnikom twardy opór. Ostatecznie, ok. godz. 12.30 na kopalnię wprowadzony został pluton specjalny ZOMO, który zaczął strzelać. Na miejscu zginęło 6 górników, 3 kolejnych zmarło w szpitalach, 23 osób zostało postrzelonych."

Historyk wyjaśnia, że użyciem broni palnej władza wysłała sygnał, że nie cofnie się przed niczym.

- Strajki zaczęły wygasać, ale nie wszystkie. Górnicy z kopalń Ziemowit w Lędzinach i Piast w Bieruniu kontynuowali protesty podziemne. Górnicy z kopalni Anna w Pszowie, którzy 14 grudnia rozpoczęli strajk na powierzchni, 15 grudnia zdecydowali o przeniesieniu protestu pod ziemię – mówi historyk. Dalej strajkowała też Huta Katowice, która została spacyfikowana 23 grudnia.

Kopalnia Guido - powstała trasa turystyczna upamiętniająca najdłuższy strajk

Dodajmy, że z chęci upamiętnienia tamtych wydarzeń, w Zabytkowej Kopalni Guido w Zabrzu otwarto nową trasę „STRAJK - 14 dni pod ziemią”. Trasa została przygotowana przez Muzeum Górnictwa Węglowego we współpracy z Muzeum Śląskim.

Jest to wystawa dedykowana strajkowi w kopalni Piast w Bieruniu. Ponad tysiąc górników przez dwa tygodnie protestowało przeciwko wprowadzeniu w naszym kraju stanu wojennego. Był to najdłuższy protest w powojennej Polsce.

- Ale tamte marzenia były bardzo głęboko w sercach milionów Polaków, dziesiątek milionów Polaków i były jednocześnie źródłem siły i determinacji w walce o wolną Polskę – powiedział obecny na uroczystym otwarciu trasy premier Mateusz Morawiecki.

Przypomniał, że 40 lat temu komunistyczne władze wprowadziły stan wojenny, aby zdławić wolność i „Solidarność” i zniszczyć te marzenia, które wtedy się narodziły. Dodał, że strajk w „Piaście” był jednym ze wspaniałych, niesamowitych przystanków na drodze do wolności.

- Przedstawiciele władzy skłaniali ich do wyjścia na powierzchnię, mówiąc, że tam, na powierzchni, jest stan wojenny, trzeba się dostosować i wyjść. Na to usłyszeli odpowiedź, że może tam jest stan wojenny, ale tu, 650 m pod ziemią, jest wolna Polska – jest polskie państwo, które oddycha wolnością poprzez piersi górników – akcentował premier Mateusz Morawiecki.

Strajk w bieruńskiej kopalni był najdłuższym w powojennej Polsce. Był to właściwie jedyny tak duży protest w tamtym czasie, który nie został spacyfikowany. Pierwszym żądaniem górników było wypuszczenie represjonowanych działaczy „Solidarności”, którzy zostali zatrzymani w związku z wprowadzeniem stanu wojennego. Potem pojawił się ogólny postulat, aby władza wycofała się z decyzji o jego wprowadzeniu.

Uczestnik strajku w kopalni Piast: 14 dni pod ziemią to coś dramatycznego

W uroczystym otwarciu trasy wziął udział także jeden z uczestników strajku w „Piaście” Kazimierz Graca.

- Jestem wzruszony, serdecznie dziękuję za te słowa – słowa od premiera polskiego rządu. Po raz pierwszy po 40 latach zostało to wyartykułowane, docenione i powiedziane tak, jak państwo usłyszeliście. 14 dni pod ziemią to nie jest żaden luksus, to coś dramatycznego. Ludźmi targały emocje niesamowite. – powiedział wspominając, że strajk był trudnym okresem. Kazimierz Graca podkreślał, że nikt nie zjechał pod ziemię dla przyjemności.

Jak zaznaczył, uczestnicy protestu zbuntowali się przeciwko ówczesnej władzy w imię ludzkiego podejścia do górników, w imię solidarności. Przyznaje, że gdy protestujący dowiedzieli się o zastrzeleniu 9 górników z kopalni Wujek, pojawił się strach, ale – jak zaznaczył – nie przełożył się on na panikę, ale jeszcze większą determinację.

- Parę razy nam zadano pytanie - czy warto było. Absolutnie, to trzeba było zrobić, warto było. Zrobiłbym to jeszcze raz, gdyby była taka konieczność. - Zostaliśmy tam, walcząc o pewne ideały – zaakcentował.

Trwający dwa tygodnie podziemny strajk w kopalni „Piast” w Bieruniu był najdłuższym tego typu protestem w powojennej historii górnictwa. Nieco krócej - dziewięć dni - trwał podobny strajk w sąsiedniej kopalni „Ziemowit” w Lędzinach. W każdej z kopalń strajk rozpoczęło ponad 2 tysiące górników, a do końca protestów w obu przypadkach dotrwało około tysiąca strajkujących. Strajk w kopalni Anna w Pszowie trwał do 20 grudnia.

Ostatni strajk wygasł 28 grudnia

Górnicy z kopalni „Ziemowit” przerwali strajk rano w Wigilię 1981 r. Górnicy z „Piasta” spędzili Boże Narodzenie pod ziemią, przy wstrzymanych dostawach żywności i gasnących lampkach. Ostatnie dni strajku, w tym Wigilię, większość strajkującej załogi spędziła już właściwie w ciemnościach, z wydzielanym jedzeniem. Decyzję o zakończeniu protestu podjęli 28 grudnia.

Za udział w strajkach zatrzymano blisko 1000 osób, wyrokami sądowymi skazano 121 uczestników protestów. Kilkuset ukarano orzeczeniami kolegiów ds. wykroczeń. Wiele osób zwolniono z pracy.

Oceń publikację: + 1 + 7 - 1 - 2

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu slaskibiznes.pl nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Otrzymuj najciekawsze newsy biznesowe ze Śląska!

Zapisz się do naszego newslettera!

Sonda

Czy czujesz się szczęśliwy mieszkając w woj. śląskim?






Oddanych głosów: 545

Prezentacje firm