Polecamy na Śląsku

To nie biuro matrymonialne, ja się ludziom "wtrącam". O życiu z miłości opowiada Swatka Anna ze Śląska

Author profile image 2022-07-16, Autor: Magdalena Zmysłowska

Któż z nas nie marzy o tym, żeby odnaleźć swoją drugą połówkę? "Zakochana para, Jacek i Barbara" – słyszą dzieci już w przedszkolu. Bo niektórzy z nas swatanie mają we krwi. Anna Guzior-Rutyna z Rudy Śląskiej poszła o krok dalej i kojarzenie par ma... w CV. W rozmowie ze Śląskim Biznesem swatka opowiada o kulisach swojej pracy i o tym, czy da się żyć z miłości.

Reklama

Anna Guzior-Rutyna z wykształcenia jest handlowcem, aktualnie mieszka pod Rybnikiem, w Czerwionce-Leszczynach. Przez 11 lat prowadziła działalność finansową. Aż pewnego dnia rzuciła wszystko i zajęła się... miłością.

Swatałam ludzi już od dziecka – opowiada swatka ze Śląska – Dodatkowo, jako młoda dziewczyna, zarabiałam, pisząc na zamówienie listy miłosne i wiersze. To cały czas we mnie tkwiło, kiedyś udawałam na przykład dziewczynę kuzyna, żeby u innej wzbudzić zazdrość.

Swatka ze Śląska: z finansistki na miłość

Nasza rozmówczyni przyznaje jednak, że nie przyszłoby jej do głowy, że na kojarzeniu par można zarabiać. Aż otrzymała od koleżanki propozycję wspólnego otworzenia biura matrymonialnego.

Powiedziałam jej, że upadła na głowę – śmieje się dzisiejsza Swatka Anna. - Nie wiedziałam, od czego zacząć, nie znałam się na tym. Pracowałam wtedy po 12 godzin, współpracując z instytucjami finansowymi, co w zasadzie jest łatwiejsze niż swatanie (śmiech). Nie miałam na nic czasu, więc nie myślałam o innej działalności, zwłaszcza tak nietypowej.

Anna Guzior przyznaje jednak, że ówczesna działalność przynosiła co prawda profity finansowe, ale nie dawała satysfakcji. Prędzej czy później musiało się więc stać nieuniknione – przyszło wypalenie zawodowe.

Na koniec dnia brakowało mi poczucia, że to co robię, ma sens. A ja chciałam robić coś dobrego – opowiada.

I tak nasza rozmówczyni powróciła do pomysłu sprzed 2 lat. Firmę postanowiła jednak otworzyć samodzielnie.

Zdjęłam obrączkę i wybrałam się na wycieczkę po biurach matrymonialnych – wspomina. - Udawałam klientkę, nie korzystałam oczywiście ostatecznie z usług, żeby nikogo nie krzywdzić, podzwoniłam, zobaczyłam jak to wygląda i ostatecznie uznałam, że... to nie dla mnie.

Anna Guzior-Rutyna. Swatka "z krwi i kości"

Pani Anna nie zamierzała jednak z przedsięwzięcia zrezygnować. Postanowiła do tematu podejść po swojemu.

Wiedziałam już, na czym to polega, ale stwierdziłam, że chcę być taką prawdziwą swatką, taką "z krwi i kości" – opowiada.

Nasza rozmówczyni przyznaje, że początki nie były łatwe.

Wiele osób mówiło mi, że nie mam szans, że zaraz się zamknę, bo są przecież portale randkowe i nikt w dzisiejszych czasach nie pójdzie do swatki – mówi. - Ale mój mąż od początku we mnie wierzył. I się udało.

Swatka Anna: nie jestem biurem matrymonialnym, ja się "wtrącam"

Pani Anna podkreśla, że jej działalność wychodzi poza typową ofertę biura matrymonialnego.

Jestem bardziej "dla ludzi", doradzam, wysyłam na randki, w droższych pakietach nawet je organizuję – czego typowe biura nie robią. Wtrącam się, udzielam rad, piszę książki na temat randkowania.

Na przestrzeni prawie dekaty, odkąd Swatka Anna zarejestrowała działalność, zmieniły się oczywiście realia.

Jest możliwość zapisów przez internet, ale to nie działa tak jak w portalach randkowych, że ktoś sobie samodzielnie kogoś wybiera. Tu już wchodzi "praca ręczna", to ja paruję moich klientów.

Kto korzysta z usług swatki? Pani Anna tłumaczy, że dużo zależy od wieku.

Mężczyźni umierają szybciej – wyjaśnia. - Więc wśród starszych osób dominują kobiety. Im zresztą w ogóle trudniej znaleźć partnera, nie dlatego, że są starsze, ale dlatego, że mają dużo większe wymagania. Kiedy przychodzi do mnie mężczyzna, wsród pożądanych przez niego cech partnerki wystarczy wymienić atrakcyjność, inteligencję i to, żeby była zwyczajnie miła. Kiedy przychodzi kobieta, czasem patrzę przerażona i pytam: "A tak realnie?"

Kiedy ludzie najczęściej zaczynają rozglądać się za partnerem? Swatka Anna potwierdza, że są takie okresy: Walentynki, święta. Poszukiwaniom miłości sprzyja też jesień, kiedy do ludzi dociera, że wieczory będą dłuższe i samotność będzie bardziej doskwierać.

Ale nasza rozmówczyni przyznaje, że ta sezonowość nie jest w jej działalności odczuwalna, bo ma klientów w całej Polsce, a także zagranicą.

Swatka Anna: na koncie ponad 400 par i 25 ślubów

Na koncie swatki ze Śląska jest już ponad 400 skojarzonych par, w tym 25 po ślubach. Na niektórych pani Anna była osobiście.

Nasza rozmówczyni przyznaje jednak, że nie zawsze się udaje, choć o ewentualnych rozwodach póki co nic nie wie.

Natomiast jeśli chodzi o inne stałe związki, miałam już sytuacje, że komuś nie wyszło, a wtedy przychodził i swatałam go ponownie, z kimś innym. Wszystkiego przewidzieć się nie da – opowiada.

Zapytana o najciekawszą parę w swojej karierze, pani Anna wyjaśnia, że jej zawód w dużej mierze opiera się na dyskrecji. Większość ludzi zwyczajnie nie chce, żeby znajomi wiedzieli, jak znaleźli miłość. Ale są wyjątki, do takich par należą państwo Mirosława i Karol, których połączyły... ryby.

Pan Karol, zapalony wędkarz. A pani Mirosława... okazało się, że również. Kobieta z tak nietypową pasją, w dodatku 50+ - to prawdziwa rzadkość. Umówiłam ich, spotkali się i do dziś czasem wysyłają mi zdjęcia tych ryb – opowiada swatka. - Zamieszkali razem, są już kilka lat po ślubie i nawet zgodzili się wystąpić w telewizji. To cudowne!

Swatka i coach w jednym

Co w sytuacji, kiedy zgłaszający się do swatki klient jest "toksyczny" albo ma nieprzepracowane problemy emocjonalne? Nasza rozmówczyni przyznaje, że takie sytuacje również się zdarzają, ale dzięki przeprowadzanym szczegółowym ankietom są szybkie do weryfikacji.

Jestem ostrożna i staram się nikogo nie urazić. Ale jestem też coachem relacji i kiedy widzę, że jest jakiś problem, ostrzegam, że może być ciężko. Delikatnie mówię, o co chodzi. Kiedy przychodzi np. wdowa, która nie przepracowała żałoby, sugeruję metodę "małych kroków". Nic na siłę – tłumaczy swatka.

Pani Anna zaznacza, że w niektórych pakietach jej klienci mają też możliwość skorzystania z usług psychologa, ale agresja czy patologiczne zachowania zdarzają się sporadycznie.

Żeby przyjść do swatki, człowiek musi się zwyczajnie otworzyć – wyjaśnia nasza rozmówczyni. - A osoba, która ma coś do ukrycia raczej będzie szukała szczęścia w internecie. Bo przede mną trzeba się "obnażyć". I nawet żadne pieniądze tego nie załatwią.

Oceń publikację: + 1 + 12 - 1 - 5

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu slaskibiznes.pl nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Sonda

Czy czujesz się szczęśliwy mieszkając w woj. śląskim?






Oddanych głosów: 658