Tego biznesu trzeba się nauczyć. To długotrwały proces, bo nie mamy do czynienia ze szklanką czy stolikiem, które, jeśli nie sprzedadzą się teraz, to sprzedadzą się później, tylko z żywym kwiatem – mówi Zenon Rek, prezes firmy Rekpol zajmującej się handlem kwiatami ciętymi w rozmowie ze ŚląskimBiznesem.pl.
Z Zenonem Rekiem mieliśmy okazję rozmawiać podczas Florystycznych Mistrzostw Europy, które odbyły się sierpniu w Międzynarodowym Centrum Kongresowym w Katowicach. Przedsiębiorca z Turzy Śląskiej (g. Gorzyce, woj. śląskie) był jednym z pomysłodawców i organizatorów mistrzostw, które ściągnęły na Śląsk najlepszych florystów ze Starego Kontynentu.
Rozmawialiśmy m.in.:
- o tym, jak udało się pokonać Holandię w rywalizacji o organizację mistrzostw;
- czy sprzedaż kwiatów to łatwy biznes?
- jaka jest kondycja branży florystycznej?
- ile znaczą polskie firmy florystyczne na świecie?
- czy sprzedaż kwiatów przez supermarkety bardzo przeszkadza kwiaciarniom?
Tomasz Raudner: Florystyczne Mistrzostwa Europy to dla Pana zapewne spełnienie marzeń? Dla kogoś, kto w tej branży pracuje od lat, musi to być swego rodzaju wisienka na torcie.
Zenon Rek: Zgadza się. Zresztą od początku mojej działalności dążyłem do tego, żeby być kojarzonym nie tylko z samymi kwiatami, ale również z szeroko pojętym rozwojem florystyki, na który składają się pokazy, seminaria, warsztaty czy kursy. Na pewnym etapie postanowiłem pójść o krok dalej i wraz z grupą florystów z całej Polski założyłem Stowarzyszenie Florystów Polskich. Potem staliśmy się członkiem Międzynarodowej Organizacji Florystycznej - Florintu. Teraz, po 5 latach, przydzielono nam organizację Europa Cup, czyli Florystycznych Mistrzostw Europy, a to spore wyróżnienie. Bo trzeba podkreślić, że konkurowaliśmy z Holandią, chyba nie trzeba dodawać, że przodującą w branży florystycznej. Nie było to więc łatwe zadanie, ale udało się przekonać całą Europę, że mistrzostwa warto zorganizować właśnie w Polsce.
Jak zatem udało się to zrobić? Przekonać Europę, że mistrzostwa powinny odbywać się w Polsce, na Śląsku, a nie w Holandii, kraju florystycznej potęgi?
Na pewno przyczyniło się do tego znalezienie odpowiedniego miejsca, bo zapewniliśmy obiekt do organizacji eventu – katowickie Międzynarodowe Centrum Kongresowe. Ponadto udowodniliśmy, że Polacy potrafią dużo zrobić i nie są to czcze obietnice, a konkretne działania. Przykłady tych działań pokazaliśmy w ciągu wspomnianych 5 lat istnienia naszego stowarzyszenia na branżowym rynku.
Czy Pana kontakty biznesowe przyczyniły się do tego sukcesu?
Udzielamy się w organizacji, jeżdżąc na kongresy, zgrupowania, meetingi. Z pewnością jej członkowie dostrzegli, że jesteśmy zaangażowani we florystykę na tzw. najwyższym poziomie. To spowodowało, że otrzymaliśmy pełnię zaufania, przełożoną na poparcie większością głosów.
Mistrzostwa trwały 3 dni, ale czy Pana zdaniem znaczenie tego eventu będzie miało szerszy wydźwięk?
"Wartością dodaną" do mistrzostw był zorganizowany w Katowicach Festiwal Kwiatów. Moim marzeniem jest, aby powtarzał się on w tym miejscu cyklicznie, podobnie jak to ma miejsce w Książu, gdzie jesteśmy aktywni od wielu lat, pomagając w organizacji podobnej imprezy.
Jak ocenia Pan kondycję dzisiejszej branży florystycznej? Czy coś się na tym polu zmienia? Wydawałoby się, że panuje tu stagnacja, kwiaty są przecież cały czas te same...
Nie, to tylko pozory. Nieustannie zmieniają się trendy, nie tylko w zakresie kolorów, ale też sposobie układania kwiatów. Wciąż pojawiają się nowe odmiany. Topowi światowi floryści dynamicznie kształtują te trendy, widać to, kiedy porównamy zdjęcia bukietów czy kompozycji, np. sprzed 15 lat i aktualne. Tak jak technika idzie do przodu, tak – analogicznie – branża florystyczna rozwija się wciąż w nowych kierunkach.
Polska florystyka ma się czego wstydzić na tle Europy czy świata?
Na pewno nie. Dla przykładu, na wspomnianych już Mistrzostwach Europy w Genui w 2016 roku nasz polski florysta Tomasz Max Kuczyński zajął 4. miejsce i do podium zabrakło mu zaledwie 0,4 punktu. A na 400 punktów te 0,4 to tylko zwykły pech. Podobnie jest na innych branżowych imprezach. Oprócz mistrzostw Europy, co cztery lata odbywają się mistrzostwa świata i inne tego typu wydarzenia. Polski florysta brał w nich udział już niejednokrotnie.
Teraz Rekpol jest w branży potentatem, ale z perspektywy czasu jak ocenia Pan działalność firmy? To łatwy do prowadzenia biznes?
Myślę, że trzeba się go nauczyć. To długotrwały proces, bo nie mamy do czynienia ze szklanką czy stolikiem, które, jeśli nie sprzedadzą się teraz, to sprzedadzą się później, tylko z żywym kwiatem. Trzeba go umiejętnie zakupić i umiejętnie sprzedać. Do tego trzeba przekonać florystę, żeby umiejętnie wykorzystał zakupiony towar, przez co w pewien sposób edukujemy właścicieli kwiaciarń: podpowiadamy, co zrobić, żeby kwiat zachował trwałość, jak go dobrze wyeksponował, etc.
Chodzi więc o to, żeby ten kwiat jak najdłużej był produktem handlowym?
Nie tylko, równie istotne jest to, żeby zachował trwałość. Nie tylko u nas, w hurtowni, a potem w kwiaciarni, ale również - a może przede wszystkim – później, u klienta. Najwyższa jakość kwiatów jest przez nas preferowana – zarówno przez stowarzyszenie, jak i przez Rekpol – żeby tym kwiatem jak najdłużej cieszył się ktoś, kto dostanie go na urodziny, rocznicę ślubu czy z jakiejkolwiek innej okazji.
A jeżeli chodzi o branżę florystyczną w ujęciu ogólnoświatowym – jaki udział tortu biznesowego przypada Polsce?
Coraz większy. Sytuację analizujemy na bieżąco z grupą florystów z całej Europy, w tym z Florintem, próbując nieustannie wyciągać wnioski ze sprzedaży kwiatów.
Mamy wgląd do statystyk z obrotów grupy handlowców giełd kwiatowych w Holandii, ale także danych z importu, zarówno z Holandii, jak i Kolumbii czy Ekwadoru. Te dane pokazują, że sprzedaż kwiatów w Polsce wciąż rośnie, mimo różnych trendów, które sugerowałyby odejście od zwyczaju ich wręczania, a które obserwujemy na co dzień. Doskonałym przykładem jest coraz powszechniejszy zwyczaj wpisywania na zaproszeniach weselnych formułek typu "butelka wina zamiast kwiatów". My próbujemy pokazać, że jedno z drugim można połączyć, postawić na "oprócz", a nie "zamiast".
A powszechna dostępność kwiatów, np. w marketach, z punktu widzenia florystów jest pozytywnym zjawiskiem?
Z punktu widzenia samej branży jest to raczej negatywne zjawisko. Natomiast osobiście uważam, że tam kwiaty są i będą i jest to nieuniknione, my natomiast powinniśmy w kwiaciarniach sprzedawać więcej niż same kwiaty: kompleksową usługę. Wie Pan, na Zachodzie kwiaty w supermarketach dostępne są od lat i kwiaciarnie sobie z tym poradziły.
Jakie są największe wyzwania w branży florystycznej, trudności, z którymi musi się Pan zmagać? No chyba że takich nie ma.
Dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych. Spójrzmy chociażby na to, co tu się wydarzyło. Jeszcze pół roku temu nie było wiadomo, czy mistrzostwa w ogóle dojdą do skutku. Najpierw pandemia, potem wojna, której wybuch prawie pokrzyżował wielomiesięczne przygotowania. A jednak się udało. Co do problemów, one się pojawiają, ale zawsze - w mniejszym czy mniejszym stopniu – jestem w stanie się z nimi uporać.
Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu slaskibiznes.pl nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.
Prezesowi się oberwało, związkowcy mieszają się z błotem. Burza w szklance wody w JSW
1270Płaca minimalna w 2025 r. znowu w górę. Cudzoziemcy pracujący w Polsce zadowoleni
390Praca zamiast studiów. Dla młodych Polaków wyższe wykształcenie nie jest już priorytetem
340GUS o zarobkach m.in. w Śląskiem. Gołym okiem widać spore różnice w wynagrodzeniach dla mężczyzn i kobiet
295GUS o zarobkach m.in. w Śląskiem. Gołym okiem widać spore różnice w wynagrodzeniach dla mężczyzn i kobiet
0Płaca minimalna w 2025 r. znowu w górę. Cudzoziemcy pracujący w Polsce zadowoleni
0Praca zamiast studiów. Dla młodych Polaków wyższe wykształcenie nie jest już priorytetem
0Prezesowi się oberwało, związkowcy mieszają się z błotem. Burza w szklance wody w JSW
0