Samorządowiec nie powinien się koncentrować wyłącznie, czy choćby głównie na wydawaniu pieniędzy budżetowych, a na realizacji celów wspólnych dla społeczności lokalnej. Brak takiej refleksji jest chorobą części samorządów, a przede wszystkim rządu, zwłaszcza obecnego – twierdzi Ireneusz Jabłoński, ekonomista, były samorządowiec, obecnie przedsiębiorca i ekspert Centrum im. Adama Smitha. Think tank ekonomiczny zamierza zaproponować samorządowcom techniki skutecznego zarządzania majątkiem gminnym, pieniędzmi, ludźmi i procesami.
Wczoraj opublikowaliśmy artykuł bazujący na najnowszym rankingu pisma Wspólnota „Najbogatsze samorządy w 2020 roku”. Nawiasem mówiąc polecamy tekst, zwłaszcza, że pokazuje zapaść finansową województwa śląskiego – nasz region okazał się najbiedniejszym województwem w Polsce zaliczając spadek z 7. miejsca w 2019 roku na 16. w 2020.
Ale autorzy opracowania bazując na danych finansowych samorządów w całej Polsce wyciągnęli kilka wniosków ogólnych, mianowicie: wzrasta uzależnienie od dotacji rządowych, spada udział dochodów własnych samorządów, rośnie też zadłużenie.
Ireneusz Jabłoński, ekonomista, były wiceprezydent miasta Łodzi i były burmistrz Łowicza, a obecnie przedsiębiorca i członek Centrum im. Adama Smitha przekonuje, że problemy finansowe samorządów wynikają częściowo z braku umiejętności zarządzania finansami, majątkiem, ludźmi i organizacją pracy.
- Samorządowcy, jak każda administracja, choćby była najlepiej zorganizowaną, cierpią też na ograniczenia biurokratyczne. Mają ograniczoną zdolność do podejmowania realnych wyzwań i ryzyk – mówi Ireneusz Jabłoński.
Wskazuje np. na podejście do realizacji przedsięwzięć łączących różne potrzeby, cele, podmioty. Zdaniem ekonomisty do realizacji takiego zadania trzeba podejść w sposób projektowy, a nie administracyjny. Konieczne jest stworzenie zespołu menadżerów mających kompetencje zawodowe i mentalne do realizacji takich skomplikowanych i wielowymiarowych przedsięwzięć, a procesy administracyjne mają się toczyć równolegle, rutynowym trybem.
Ekspert Centrum. im. A. Smitha zauważa, że oczywiście gmina czy powiat nie jest przedsiębiorstwem, więc nie można przenieść do niej jeden do jednego elementów zarządzania biznesowego, zwłaszcza, że w grę wchodzą też kwestie polityczne i społeczne. Ale już zmiana filozofii i podejścia do kierowania sprawami gminy, powiatu, województwa samorządowego są możliwe i wręcz konieczne.
Stąd Centrum im. A. Smitha wpadło na pomysł uruchomienia studiów podyplomowych, na których zamierza wyposażyć samorządowców w wiedzę na temat zarządzania, ekonomii oraz przekazać konkretne techniki zarządcze, bazując nie tylko na wiedzy teoretycznej wykładanej przez dydaktyków z Wydz. Zarządzania UW (współorganizatora programu), ale również na najlepszych wzorcach krajowych i zagranicznych (tzw. case study).
- Dlatego też wiedzą i doświadczeniem mają się dzielić praktycy tematu, którzy prowadzili wielkie projekty w kraju i na świecie, np. w Berlinie, Londynie, Ottawie. Opowiedzą oni o swoich wdrożonych programach, np. udanej rewitalizacji zaniedbanych terenów, a następnie wyciągniemy z tego syntezę dającą uniwersalne narzędzia zarządcze – mówi Ireneusz Jabłoński.
Pytanie, czy inicjatywa spotka się z zainteresowaniem wójtów, burmistrzów i prezydentów, czy innych samorządowców? Mogą przecież odbić piłeczkę twierdzeniami, że samorządy są coraz biedniejsze, mają coraz mniej pieniędzy na inwestycje czy bieżącą działalność, a państwo nakłada na nie coraz więcej obowiązków.
- Po pierwsze samorządowiec nie powinien się koncentrować na wydawaniu pieniędzy, a na realizacji celów.
Wydawanie pieniędzy budżetowych powinno być narzędziem do realizacji celu, a nie celem samym w sobie. Ponadto, jeżeli mamy mniej pieniędzy (bo są to w znacznej części tzw. „kwadratowe złotówki”, np. subwencja oświatowa), mniej zasobów i mniejsze możliwości organizacyjne, to tym bardziej starannie powinniśmy nimi zarządzać. Prostą rezerwą finansową w samorządach jest ogromny majątek nieruchomy, na ogół źle wykorzystywany - mówi Ireneusz Jabłoński.
- Ponadto samorządy mają problemy z zangażowaniem partnerów prywatnych do realizacji celów. Nie w partnerstwie publiczno-prywatnym, bo one nie jest do niczego potrzebne jako norma prawna, tylko na podstawie kodeksu cywilnego. Zwykła umowa cywilna wystarcza, by podzielić się odpowiedzialnościami i zasadami czerpania pożytku ze wspólnego przedsięwzięcia. Nic więcej nie trzeba, ale trzeba wiedzieć, że tak można i umieć takie przedsięwzięcia skonstruować – mówi Ireneusz Jabłoński.
Przykładem obszaru, na którym takie publiczno-prywatne przedsięwzięcia może być realizowane, jest parkowanie w miastach. Zwykle w miastach, zwłaszcza dużych, brakuje miejsc parkingowych.
- Parking wielopoziomowy, na ok. 200 samochodów, to jest ok. 30 mln zł. Żaden inwestor prywatny nie wyłoży takich pieniędzy po to, by przez 20 lat oczekiwać zwrotu kapitału, nie mówiąc o kosztach pieniądza w czasie. W związku z tym gmina powinna taki parking wybudować i oddać prywatnemu, wyłonionemu w przetargu przedsiębiorcy po to, by nie musieć już pilnować parkingowych pobierających opłaty, którzy jak doświadczenie pokazuje, nie zawsze oddają wszystkie należności. Czyli celem jest rozwiązanie problemu parkingowego w optymalny sposób, a nie poprzez szukanie inwestora, lub utrzymania zarządu w domenie publicznej. Wtedy do pilnowania parkingowego trzeba będzie strażnika miejskiego, a do strażnika rewizora – tłumaczy ekonomista.
Przedsiębiorca dzieli się też swoimi doświadczeniami z zarządzania finansami publicznymi z czasów, kiedy był burmistrzem Łowicza i wiceprezydentem Łodzi ds. gospodarczych.
- W latach 90. będąc burmistrzem przejęliśmy od państwa prowadzenie szkół podstawowych. Wówczas nie było to obligatoryjne. Samorząd mógł przejąć, lub nie.
Z subwencji oświatowej, którą otrzymywaliśmy jak wszystkie inne szkoły w kraju, po reorganizacji szkół i wprowadzeniu dyscypliny pracy nauczycieli poprzez system zachęt, a nie tylko restrykcji, wygospodarowałem fundusze, z których systematycznie co roku remontowałem jedną szkołę. W ramach subwencji – zaznaczam. A moi szanowni koledzy z sąsiedztwa, Sochaczewa czy Skierniewic, dokładali do szkół, mając tę samą sytuację. W związku z czym ten walor zarządczy i wprowadzenie pewnej dyscypliny budżetowej i dyscypliny pracy zaowocował tym, że oni dokładali 15 proc. do subwencji, a ja z subwencji wygospodarowywałem m.in. 10-15 proc. do prowadzenia remontów w szkołach. Przy czym u mnie w szkołach absencja chorobowa wynosiła do 8 proc., a tam sięgała 30 proc.
Czy klimat w oddalonym o 25 km Sochaczewie był tak odmienny od Łowicza, że tak masowo chorowano w szkołach? - mówi Ireneusz Jabłoński kończąc wywód pytaniem retorycznym.
Wskazuje, że posiadając odpowiednie umiejętności i wiedzę samorządowiec jest w stanie efektywnie zarządzać nawet pieniędzmi znaczonymi, wspomnianymi kwadratowymi złotówkami, przekazanymi gminie na ściśle określony cel.
Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu slaskibiznes.pl nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.
GUS o zarobkach m.in. w Śląskiem. Gołym okiem widać spore różnice w wynagrodzeniach dla mężczyzn i kobiet
640Płaca minimalna w 2025 r. znowu w górę. Cudzoziemcy pracujący w Polsce zadowoleni
563Praca zamiast studiów. Dla młodych Polaków wyższe wykształcenie nie jest już priorytetem
483Co trzeci polski przedsiębiorca zwolnił kogoś na rzecz AI. Kto może spać spokojnie, a kto powinien się bać?
303Co trzeci polski przedsiębiorca zwolnił kogoś na rzecz AI. Kto może spać spokojnie, a kto powinien się bać?
0GUS o zarobkach m.in. w Śląskiem. Gołym okiem widać spore różnice w wynagrodzeniach dla mężczyzn i kobiet
0Płaca minimalna w 2025 r. znowu w górę. Cudzoziemcy pracujący w Polsce zadowoleni
0Praca zamiast studiów. Dla młodych Polaków wyższe wykształcenie nie jest już priorytetem
0
~Barakuda 2021-08-25
15:50:19
Zgadzam się zupełnie z panem ekspertem. Aż dziwne, że ktoś to zauważa. Władza publiczna ( centralna i samorządowa) wydaje pieniądze zawsze gorzej niż wyda je obywatel. Dlatego podatki powinno się ograniczać do minimum.