Wiadomości

Robinhudyzm niejedno ma imię. Dlaczego płaca minimalna nie popłaca? Tłumaczy finansista

Author profile image 2023-09-04, Autor: Magdalena Zmysłowska

Czy zastanawialiście się kiedyś jak jednocześnie pogorszyć sytuacje finansową znacznej części społeczeństwa, zwiększyć inflację,a następnie sprzedać to pod płaszczykiem "robinhudyzmu" i troski o tych najgorzej zarabiających? - pyta finansista Patryk Zawadzki, autor bloga "Z głową o finansach" na Facebooku. "Już spieszę z odpowiedzią – ustanowić płacę minimalną, a następnie sukcesywnie ją zwiększać".

Reklama

Zapewne znajdzie się wiele osób, które z oburzeniem krzykną: "Ale jak to! Przecież dzięki temu przedsiębiorcy są zmuszeni płacić więcej pracownikom, a tak zapewne daliby marne grosze i wykorzystywali ludzi za przysłowiową miskę ryżu, jak na podłych kapitalistów przystało - mówi finansista Patryk Zawadzki, autor facebookowego bloga "Z głową o finansach".

Zaznacza, że być może rzeczywiście bez płacy minimalnej istniałby margines zawodów, nie wymagających żadnych szczególnych kwalifikacji, w ramach którego do takiej sytuacji mogłoby dochodzić.

Ale by było to możliwe, musiałby nie istnieć w zasadzie żaden system pomocy socjalnej. Wówczas ludzie byliby skazani na wykonywanie takich prac. W każdym innym zawodzie, czyli w zdecydowanej większości, nie dochodziłoby do takich sytuacji. Ale to temat na osobne rozważania - dodaje specjalista.

Dlaczego więc instytucja płacy minimalnej - a przede wszystkim jej podnoszenie - w takiej sytuacji ekonomicznej, z jaką mamy do czynienia w obecnych czasach, jest zła?
 
By to zobrazować w najbardziej moim zdaniem przystępny  sposób, posłużę się uproszczonym przykładem - pisze Patryk Zawadzki. - Uproszczenie będzie wynikało z pominięcia takich czynników w zakresie rozliczania wynagrodzeń jak np. wiek osoby pracującej czy miejsce zamieszkania, itd.
 
Przyjmijmy, że pracownik jest zatrudniony na umowę o pracę i otrzymuje wynagrodzenie 3010 zł brutto. Oznacza to w praktyce, że:
 
  • Zapłaci ubezpieczenie emerytalne w wysokości 9,76% czyli 293,78 zł;
  • Zapłaci ubezpieczenie rentowe w wysokości 1,5% czyli 45,15 zł; 
  • Zapłaci ubezpieczenie chorobowe w wysokości 2,45% czyli 73,75 zł;
  • Zapłaci ubezpieczenie zdrowotne w wysokości 7,77% czyli 233,76 zł.
Po zapłaceniu wszystkich przymusowych opłat zostanie 2363,56 zł, co stanowi kwotę netto.
 
W tym samym czasie pracodawca takiej osoby zapłaci:
  • Ubezpieczenie emerytalne w wysokości 9,76% czyli 293,78 zł;
  • Ubezpieczenie rentowe w wysokości 6,5% czyli 195,65 zł;
  • Ubezpieczenie wypadkowe w wysokości 1,67% czyli 50,27 zł;
  • Fundusz pracy w wysokości 2,45% czyli 73,75 zł;
  • FGŚP w wysokości 0,1% czyli 3,01 zł.
Po zapłaceniu wszystkich przymusowych opłat pełny koszt pracodawcy wyniesie 3626,46 zł.
 

Klin podatkowy, czyli "haracz"

 
Różnica między kosztem pracodawcy, a wypłatą netto wyniesie zatem 1262,90 zł, co nazywane jest klinem podatkowym i jest kwotą, którą "zgarnia" państwo.
 
Dzięki temu "haraczowi" można się ustawić np. w kolejce do NFZ, czy też finansować emerytury dzisiejszych emerytów, samemu posiadając jedynie sztuczny zapis (nie mający pokrycia w gotówce) dotyczący własnej przyszłej emerytury. Przypomnijmy: ta się zmaterializuje, jeśli nie zmienią się przepisy prawa i/lub nie będzie znaczącego spadu demografi – taka piramida finansowa. Z pewnością nie wszyscy sobie zdają sprawę, że ten system, przy obecnych trendach demograficznych, prędzej czy później się zawali - ostrzega Zawadzki.


Od lipca 2023 roku płaca minimalna wynosi 3600 zł, co jest drugą podwyżką w tym roku i zarazem  rekordowym wzrost względem ostatnich podwyżek, a rzeczywisty cel to oczywiście kompensacja inflacji. Spójrzmy więc jak to będzie wyglądało na liczbach.

Pracownik, który otrzymywać będzie 3600 zł zapłaci:

  • Ubezpieczenie emerytalne w wysokości 9,76% czyli 351,36 zł,
  • Ubezpieczenie rentowe w wysokości 1,5% czyli 54,00 zł,
  • Ubezpieczenie chorobowe w wysokości 2,45% czyli 88,20 zł,
  • Ubezpieczenie zdrowotne w wysokości 7,77% czyli 279,58 zł,
  • Zaliczkę na PIT w wysokości 37 zł.



Oznacza to, że jego wynagrodzenie netto wyniesie 2789,86 zł względem 2363,56 zł wcześniej, co oznacza wzrost o 426,30 zł. Dalekie to od 600 zł. Ale na tym oczywiście nie koniec.

Pracodawca ze swojej strony zapłaci:

  • Ubezpieczenie emerytalne w wysokości 9,76% czyli 351,36 zł,
  • Ubezpieczenie rentowe w wysokości 6,5% czyli 234,00 zł,
  • Ubezpieczenie wypadkowe w wysokości 1,67% czyli 60,12 zł,
  • Fundusz pracy w wysokości 2,45% czyli 88,20 zł,
  • FGŚP w wysokości 0,1% czyli 3,60 zł.


Oznacza to, że pełny koszt pracodawcy ze 3626,46 zł rośnie do 4337,28 zł, czyli o 710,82 zł.

Reasumując rząd „dał” 600 zł podwyżki uciemiężonym pod kapitalistycznym butem, dzięki czemu obdarowany otrzyma netto 426,30 zł więcej, a obrabowany odda do budżetu 710,82 zł. Czy powoli widać o co w tym wszystkim chodzi?

Warto dodać, że de facto finansowo taka operacja nic państwo nie kosztuje - za wszystko płacą przedsiębiorcy. Czyli najpierw zafundowano im polskie łady, a teraz kolejny głazik do ich ogródka - zauważa finasista.
 
To wciąż nie wszystko, każda akcja niesie za sobą szereg reakcji. Tu dochodzimy do tego, o czym wspomniałem na początku - mówi Patryk Zawadzki.
 

Zwiększenie inflacji

Wynika z dwóch powodów: po pierwsze osoba, która będzie miała większe zasoby, zwiększy swój popyt na dobra, ale tylko z koszyka dóbr podstawowych, ponieważ relatywnie niski dochód nie pozwoli na zakupy dóbr wyższego rzędu. Producenci natomiast w nowych realiach musza się mierzyć z wyższym kosztem czynnika wytwórczego, do jakiego należy pensja pracowników. Pracodawcy będą więc podnosili swój jednostkowy koszt produkcji i przerzucali go na dalszych odbiorców, co również będzie napędzało inflacje, ale od strony podaży.

Pogorszenie sytuacji finansowej znacznej części społeczeństwa

Wynika z powodu zwiększenia cen produktów, co oznacza realny spadek siły nabywczej osób, których pensja nie zostanie podniesiona. Z tego tez względu takie działania będą wywoływały presję płacową ze strony pozostałych pracowników, przede wszystkim tych, którzy zarabiają niewiele ponad pensje minimalną, bo oni relatywnie są tutaj poszkodowani najbardziej.
 

Robinhudyzm

 
"To MY, RZĄD, Wam dajemy…". Zapominamy tylko dodać, że z waszych i sąsiada pieniędzy, długofalowo nakręcając inflację i nakręcając zjawisko spirali płacowo-cenowej.


Warto przytoczyć w tym miejscu kilka cytatów, które znakomicie pasują do obecnej sytuacji ekonomiczno–politycznej.

Nie ma czegoś takiego jak publiczne pieniądze. Jeśli rząd mówi, że komuś coś da, to znaczy, że zabierze tobie, bo rząd nie ma żadnych własnych pieniędzy. Margaret Thatcher
 
Każdej inflacji towarzyszy moralne rozluźnienie. Wynika to po części z tego, że inflacja zabija wiarę w trwałość czegokolwiek. Odbiera wiarę w przyszłość. A człowiek pozbawiony tej wiary nie ma zobowiązań – ani wobec innych, ani wobec siebie. Toteż inflacja jest nie tylko zjawiskiem ekonomicznym, ale także problemem etycznym, chorobą, która atakuje i niszczy kulturę. Ryszard Kapuściński
 

Pierwszym lekarstwem dla źle zarządzanego państwa jest inflacja, drugim zaś wojna. Oba rozwiązania przynoszą chwilową poprawę koniunktury; oba prowadzą do trwałej ruiny. Ale oba są ucieczką dla politycznych i ekonomicznych oportunistów. Ernest Hemingway

 
Podsumować można to tylko w jeden sposób: jeśli rząd chce coś komuś dać, tworząc sobie przy tym grupy wzajemności, to komuś zabiera od razu, a reszcie długofalowo, a sam spija śmietankę przy urnach, a to wszystko z powodu braku świadomości finansowej - mówi Patryk Zawadzki.
Oceń publikację: + 1 + 8 - 1 - 0

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu slaskibiznes.pl nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Sonda

Czy czujesz się szczęśliwy mieszkając w woj. śląskim?






Oddanych głosów: 658