Kariera

Rok po „Bitwie pod Face 2 Face”. Właściciele: „nie żałujemy, zrobilibyśmy to drugi raz”

2022-02-06, Autor: Bartłomiej Furmanowicz

Właśnie minął rok od pamiętnej "bitwy" pod klubem Face 2 Face. - Jesteśmy w cholerę zmęczeni, bo nie możemy w 100 procentach zająć się lokalem, nie możemy odpocząć z rodziną. Co tydzień dostajemy jakieś pismo, co tydzień musimy gdzieś jechać. Jesteśmy dużo bardziej zestresowani i dostaliśmy kopa w tyłek. Nie żałujemy, zrobilibyśmy to drugi raz – mówią  Marcin Koza i Sandra Konieczny, właściciele Face 2 Face.

Reklama

Dalsze wydarzenia pod lokalem mogli zobaczyć już wszyscy...

Marcin: Ilość policjantów była ogromna i przerażająca dla wielu ludzi. Wielu dobrych policjantów było wtedy na Wiejskiej. Byli jednak i bandyci w mundurach – nie boję się tego powiedzieć. Zamiast pilnować porządku, oni go zakłócali. Mamy filmy jak ludzie byli szarpani bez przyczyny. Pamiętam zdjęcie z Rybnik.com.pl, jakie Facebook oznaczył jako "treść drastyczną". Chłopak leżał pod Żabką i był okładany pałkami.

Sandra: Wiadomo, co działo się pod klubem, ale co było w środku… Byłam wręcz zamknięta w górnej strefie. Mieliśmy problem z dziewczyną, która zemdlała. Nie byliśmy w stanie jej ocucić. Podeszłam do „białych kasków”, patrzyli na mnie i się nie odzywali. Powiedzieli, że mają rozkazy blokować wejście i nikogo nie przepuszczać. „To dziewczyna ma umrzeć?” - zapytałam. Rozwaliliśmy okno w klubie, żeby miała powiew świeżego powietrza. Całe szczęście, że byli tu górniczy ratownicy, którzy nam pomogli.

Sprawa toczy się w cieszyńskiej prokuraturze. Już na samym początku było wiadomo, że to będzie bardzo długie postępowanie.

Marcin: I takie jest. Ludzie, którzy zostali przez nas podani jako świadkowie, jeszcze nie zostali przesłuchani. Na razie śledczy słuchają policjantów, ich jest ponad 200 i to trwa rok. Sprawą zajmuje się dwóch prokuratorów. Postępowanie było na tyle złożond, że pomaga w nim policyjne Biuro Spraw Wewnętrznych z Katowic.

Sandra: Problem w tym, że „białe kaski” były zamaskowane. Nikt nie chciał się wylegitymować.

Albo policnanci podawali fałszywe dane, jak słynny już James Bond...

Marcin: Już wiem, kim był ten „Bond”, ale nie możemy tego ujawnić. Znamy personalia już większości osób, które tutaj były. Ustalamy, kto gazował ludzi w środku lokalu, bo były 3 takie sytuacje. Próbujemy znaleźć odpowiedzialne osoby, bo w raportach policyjnych ich nie ma.

Jeżeli chodzi o strzały ostrzegawcze, to zostały potwierdzone przez dowódcę na centrali. Na taką akcję musiał się ktoś zgodzić, zarządzał ktoś telefonicznie z zewnątrz.

Reasumując: straciliśmy szacunek do munduru. Ciężko jest mi szanować kogoś takiego po takich doświadczeniach.

Sandra: Ja zauważyłam u siebie jeszcze coś innego. Kiedyś, jak mijał mnie policjant, odczuwałam delikatny stres. Teraz funkcjonariusze są mi zupełnie obojętni. Wiem, jakie mam prawa, czego nie mają prawa mi zrobić, co mogę im powiedzieć, żeby zostawili mnie w spokoju. To jest przerażające, policja powinna budzić respekt i szacunek, a u mnie jest przeciwnie. Nie boję się ich, bo nie mają takich praw jak im się wydaje.

Marcin: Problem w tym, że większość ludzi robi wszystko „dla świętego spokoju”. Od dwóch lat odpuszczamy jako Polacy dla tego „świętego spokoju” i jest coraz gorzej. Jeżeli chodzi o nas – na pewno po tym roku jesteśmy mądrzejsi.

Oceń publikację: + 1 + 4 - 1 - 1

Materiał oryginalny: https://www.rybnik.com.pl/wiadomosci,rok-po-bitwie-pod-face-2-face-wlasciciele-nie-zalujemy-zrobilibysmy-to-drugi-raz,wia5-3266-51233.html

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu slaskibiznes.pl nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Otrzymuj najciekawsze newsy biznesowe ze Śląska!

Zapisz się do naszego newslettera!

Sonda

Czy czujesz się szczęśliwy mieszkając w woj. śląskim?






Oddanych głosów: 545

Prezentacje firm